Przez duże okno do pokoju przedzierały się poranne promienie
słoneczne. Lejra, która przespała około pięciu godzin, nie miała
najmniejszej ochoty wstawać. Przekręciła się na łóżku. Powoli
przysypiała, gdy rozbudził ją hałas za ścianą. Przyczyną była
zrzucona walizka.
—
Ty fajtłapo!
Uważaj na nią, tam są nie tylko twoje rzeczy! — Zezłościł się
Azo.
—
Ręka mi się
omsknęła. — Stukot butów zaczął się przemieszczać. —
Zresztą teraz to nieważne. Trzeba spakować jej rzeczy, a potem
złożyć kondolencje mistrzowi Sagonowi.
—
Masz racje. Ech...
Będzie trzeba poćwiczyć skruszoną minę. Jak ja tego nie
cierpię... Dobra ja wezmę walizkę i zacznę ją pakować.
—
Nie obijaj się.
Otwórz mi drzwi! Nawet nie wiesz, jak ciężko było ścisnąć
nasze rzeczy, żeby mieć drugą walizkę wolną!
—
Gdybym wiedział,
gdzie znajduje się jej, nie musiałbyś wszystkiego gnieździć!
Jeden z bliźniaków
pociągnął za klamkę. Oboje się wzdrygali, widząc siedzącą na
łóżku dziewczynę.
—
Od kiedy możecie
wchodzić do mojego pokoju bez pukania?
Ezo
nie mógł pojąć, w jaki sposób wróciła w nienaruszonym stanie.
Sądził, że obecność drugiej osoby w podobnym wieku, jedynie
pogrąży sprawę. Przyjrzał się jej, ale nie zauważył większych
obrażeń na jej ciele.
—
O czym w ogóle
rozmawialiście, bo chyba się przesłyszałam. — Zmierzyła ich
wzrokiem.
—
Och, nasza kochana
Lejro! Jak dobrze widzieć cię całą i zdrową! Proszę, wybaczyć
nam to nagłe wtargnięcie. Nie dawałaś znaku życia po tym, jak
wróciłaś i pomyśleliśmy... — Zrobił pauzę. — O najgorszym.
— Na twarzy Azo zagościł smutek, jednak był on sprzeczny z tym,
co czuł w głębi siebie.
—
Jest dokładne, jak
mój brat powiedział. Nawet modliłem się w twojej intencji.
Lejrze zrobiło się
niedobrze, patrząc na nich. Widok ich fałszywych emocji, jeszcze
bardziej wzmocnił w niej to uczucie.
—
Właśnie! Skoro
wszystko dobrze się skończyło, przynieś naszej dziedziczce
śniadanie. Z pewnością musiała zgłodnieć przez ten czas. —
Pogonił brata wzrokiem, który momentalnie zniknął z pola
widzenia. — Jeszcze raz proszę wybaczyć nam naszą
niesubordynację, to tylko i wyłącznie z powodu troski. — Schylił
się nisko. — Nie będę dłużej ciebie niepokoić. Zaniosę
walizki do pokoju. — Nie słysząc żadnego odzewu z drugiej
strony, czym prędzej wyszedł.
Lejra wstała z
łóżka i otworzyła drzwi od balkonu. Pewnym krokiem wyszła na
nieco wychłodzoną posadzkę i spojrzała przed siebie. Krajobraz, a
raczej wszechobecna pustka nie zmieniła się od poprzedniego razu.
Jedynie kilka drzew w oddali przykuwały uwagę. Wydarzenia w nowym
dla niej miejscu nie rozproszyły ją na długo. Zastanawiała się,
co podczas jej nieobecności działo się w domu. Czy Zanmin zajął
się sprawą pokojowo, czy też podjął bardziej drastyczne kroki.
Zdawała sobie sprawę, że niezależnie od finału całej sprawy,
będzie miała u niego dług wdzięczności. Skwasiła się na myśl
o jego spłacie.
—
Proszę wybaczyć
mi ponownie moje złe maniery, ale nie odpowiadałaś na pukanie.
Przyniosłem ci śniadanie — odezwał się za nią sługa.
Dziewczyna
odwróciła się i ominęła blondyna. Zasiadła na krześle przy
stoliku i spojrzała na to, co jej przyniósł. Zrobiło jej się
niedobrze od samego patrzenia na swoje domniemane śniadanie.
—
Co ty mi
przyniosłeś?
—
Jak to co? Twoje
śniadanie. Słyszałem, że bardzo to lubisz. — Uśmiechnął się.
—
Zawsze powtarzałam,
że nienawidzę owoców morza. Odnieś mi to natychmiast... Nie tknę
niczego, co pływało w wodzie.
Lejra chwyciła
talerz pełen drogich przysmaków i wysunęła rękę na wysokość
Azo, aby mógł od niej zabrać posiłek. Ku zdziwieniu blondyn nie
zareagował.
—
Powiedziałam, że
masz to wziąć i przynieść coś innego.
—
Byłem pewien, że
w twoich zdaniach nie było zaprzeczenia. Chyba muszę słuchać
uważniej następnym razem. — Jego mina ewidentnie wskazywała na
celowe działanie. — Wybacz Lejro, ale nie mogę tego odnieść.
Byłem ostatni w stołówce i po mnie zaraz zamknęli. Zostało około
piętnaście minut do spotkania, więc nie chcieli, aby ktoś się
spóźnił. — Udawał zatroskanego.
Dziedziczka
odstawiła talerz na stolik i przyglądała mu się przez jakiś
czas. Chwyciła sztućce i próbowała się przekonać do jedzenia,
jednak bezskutecznie. Zachęcające aromaty również nie miały
wpływu. Gdy miała wziąć pierwszy kęs, czuła jakby wszystko
miało jej się zwrócić. Ostatecznie odsunęła od siebie jego
zawartość.
—
Co za szkoda... Nie
dość, że nic nie zjesz, to tyle dobrego jedzenia się zmarnuje.
—
Ne mam zamiaru tego
tknąć. Skoro tak bardzo ubolewasz, zjedz to z bratem. Porcja jest
zdecydowanie za duża na jedną osobę. — Podała talerz jednemu z
bliźniąt, który również się wzdrygnął. — Możesz już iść.
Chcę się przygotować do zebrania. Smacznego. — Ostatnie słowo
powiedziała nad wyraz zadowolona.
Ezo
ukłonił się nisko i wyszedł wraz z owocami morza. Nieco wkurzona
Lejra, starała się przez tę krótką chwilę przygotować do
spotkania. Presja czasu, a także zarzucone tempo, sprawiło, że
złapała zadyszki. Spojrzała na zegar ścienny, który wskazywał
zapas trzech minut. Zarzuciła na siebie pelerynę i przytrzymała
ją, aby jej nie przytrzasnąć. Położyła ją na dół, gdy
chciała zamknąć główne drzwi. Poczuła opór ze strony
apartamentu.
—
Lejro, gdzie się
wybierasz bez nas? Przecież jesteśmy tu dla ciebie, musimy cię
ochraniać w razie niebezpieczeństwa. — Ezo podważył nogą
drzwi.
—
Chcę iść sama —
powiedziała stanowczo.
—
Jak to? Jeśli ci
się coś stanie podczas naszej nieobecności, mistrz... —
Chrząknął. — Nie zniesiemy tego ogromnego ciężaru i poczucia
winy.
Nastolatka po raz
drugi wyraziła swoją stanowczą postawę, ale i tym razem oboje nie
dopuścili do siebie takiej myśli. Mając tego dość, kopnęła w
nogę bliźniaka i trzasnęła drzwiami. Przeszła zaledwie parę
kroków, gdy usłyszała za sobą ponowne zatrzaśnięcie drzwi.
Służba nie poddała się i dalej uparcie stała przy swoim.
—
Myślisz, że
dlaczego wszyscy niezależnie od własnej siły, mają służbę u
boku? Żeby czuwała przy tej osobie. Można rzec, że pełni
dodatkową parę oczu.
Dziewczyna
rozważyła ich obecność jako stwarzanie pewnego rodzaju pozorów.
Nie wiedziała, dlaczego zależało im bardzo na pozbyciu się jej.
—
Spróbujcie tylko
odezwać się słowem na spotkaniu — powiedziała oschle i zaczęła
ponownie iść przed siebie.
—
Mówiłem ci, że
się złamie. W końcu to siła miłości do nas — szepnął do
brata.
Na
parterze było słychać głosy wielu magów, jednak nikogo nie było
dookoła. Zbliżając się do sali obrad, hałas narastał, a oni
sami ujrzeli tego przyczynę. Przed salą gromadziło się pełno
magów, którzy czekali na jej otwarcie. Przyrastająca liczba osób
sprawiała, że wszyscy nie posiadali własnej strefy komfortu, a
wzrastająca temperatura sprawiała dodatkowy dyskomfort. Po około
pięciu minutach tego bezczynnego stania, Ezo jak również Azo
wyglądali na bardzo zmęczonych. Zaczęli się pocić, oczy zaszły
mgłą, a skóra robiła się coraz bledsza. Dziewczyna patrzyła na
nich kątem oka i dostrzegła dziwne zniekształcenie w jednym z
bledszych miejsc na skórze. Zdziwiła się, jak na jej oczach coraz
większa część ręki zaczęła zmieniać zabarwienie i lekko
zmieniać kształt na bliżej nieokreślony. Zastanawiała się, czy
może być to spowodowane niestrawnością po dzisiejszym śniadaniu.
Zniekształcenia rozważała, jako formę obronną u magów.
—
Phi... —
Zareagował jeden z nich, gdy tylko zetknął się ze wzrokiem
dziedziczki. Zwrócił się do brata. — Nie wiem jak ty, ale ja
długo nie wytrzymam...
Drugi z bliźniąt
przyznał mu rację i tym razem zwrócił się ku ich pani. Jak
kultura wymagała, na początku ukłonił się nisko i z trudnością
poprosił o tymczasową nieobecność z powodu ich złego
samopoczucia. Piętnastolatka przystała na prośbę i z zadowoleniem
oglądała, jak wpadli we własne sidła. Minęło dziesięć minut,
a magów przybywało, a wraz z nimi narastała nerwowa atmosfera.
Mimo tak wielu osób, oczy Lejry zetknęły się na chwilę ze
wzrokiem znanej już jej osoby. Aby zapobiec jakiejkolwiek
konwersacji, odwróciła się, ale było już za późno.
—
Lejro! — Osoba
zaczęła przemieszczać się w jej stronę. — Nie wyglądasz za
dobrze, czyżbyś się czymś przejęła? — Mazender się zmartwił.
— Ach, może chodzi ci o sprawę z naszą misją? Nie musisz się
tym zadręczać, ja wszystko opowiem.
—
Sama też mam usta.
Jeśli usłyszę coś dziwnego, z pewnością wtrącę się w
rozmowę.
—
Okej, okej... —
Machnął ręką. — Nawet nie będziesz musiała palcem kiwnąć.
Już ja się o to postaram!
—
Właściwie... —
Zignorowała wypowiedź blondyna. — Skąd ty pochodzisz? Z
pewnością nie jesteś z mojego kraju, masz inny akcent. —
Ciekawiło ją, jak daleko znajdował się na mapie od niej jej
pierwszy sojusznik.
—
Ja? Mieszkam w
Europie, a dokładniej we Francji. — W miejscu nazw własnych użył
swoich francuskich odpowiedników, ponieważ w języku magów nie ma
uniwersalnych nazw dla żadnego z państw. — A ty? Czy miejsce
waszej rodzinnej posesji jest wciąż to samo?
—
Odkąd pamiętam
stoi w jednym miejscu.
—
To świetnie!
Mieszkamy stosunkowo niedaleko! Będę mógł cię w takim razie
częściej odwiedzać! — Ucieszył się, a dziewczyna żałowała
swojego pytania.
—
Czemu właściwie
jeszcze nie wchodzimy?
—
To wszystko przez
głupiego Gidola. Najwidoczniej jeszcze go nie ma, a jako organizator
powinien pierwszy wejść do sali. Od dziecka miał tendencje do
spóźniania się, przez co ściągał na wszystkich kłopoty. —
Zniesmaczył się i nieco naburmuszał.
—
Od dziecka? Nie
przesadzasz? Między wami jest znaczna różnica wieku. On wygląda,
jakby miał około trzydziestu lat. — Załamała się.
—
Być może. —
Uśmiechnął się delikatnie.
Z
tłumu wyłonił się zmachany, wspomniany mężczyzna, który
wielokrotnie przepraszał za swoje spóźnienie. Jego nagła
obecność, przerwała konwersacje. Nakazał otworzyć drzwi, a
reszta osób sprawnie weszła do środka. Gdy każdy zajął swoje
miejsce, przedstawiciel rodziny żurawia rozpoczął obrady. Spojrzał
na siedzenia reprezentujące rodzinę orła i sowy. Odetchnął z
ulga, widząc zasiadające na nich osoby. Chrząknął i przemówił:
—
Witam wszystkich w
drugim dniu zjazdu magów. Wczoraj na początku zebrania poruszyliśmy
ważną dla wielu z nas sprawę, odnoszącą się bezpośrednio do
dwóch osób. Jak widać, szczęśliwie wrócili z powierzonej im
misji. Zatem bez zbędnych słów proszę o zabranie głosu Lejry
oraz Mazendera. — Mężczyzna usiadł i zamienił się w słuch.
Wywołana dwójka
wstała. Dziewczyna uchyliła lekko usta, ale towarzysz ją
uprzedził. Mazender zaczął całe przemówienie. Pozostali, który
znajdowali się na sali, przestali spoglądać na młodą dziedziczkę
i przerzucili się na mówce. Wbrew obawom była to bardzo dobra
mowa. Blondyn co jakiś czas robił pauzę i spoglądał na Lejrę,
jakby oczekiwał jej potwierdzenia, ewentualnie krótkiego
dopowiedzenia. Po wysłuchaniu wersji obu podróżnych, blondyn wyjął
kartkę, na której był spisany raport. Wypowiedział parę słów i
kartka przeleciała pół sali, aby znaleźć się w rękach Gidola.
Mężczyzna pokazał gestem, że oboje mogą już usiąść.
—
Co to ma znaczyć?!
Nie przynieśliście jego głowy?! Czy wy w ogóle wzięliście to
zadanie na poważnie?! To skandal! Jestem za wydaleniem ich z kręgu
magów! — odezwała się przedstawicielka sikorki.
—
Proszę o ciszę!
To jest moje ostatnie ostrzeżenie! Jeszcze raz zakłóci Pani
przebieg spotkania, a wyciągnę z tego konsekwencje. Skoro już
wszystko sobie wyjaśniliśmy...
—
Ja tego tak nie
pozostawię! Żądam...
—
Tego już za wiele!
Na podstawie danego mi prawa, zakazuje Pani uczęszczania na to i
jutrzejsze spotkanie! Decyzję postanowione przez nas wszystkich,
otrzyma Pani ostatniego dnia zebrania. Co tyczy się konsekwencji z
obrażania innych członków zebrania, karę ustalimy jutro na
porannym zebraniu. Proszę opuścić sale.
Twarz kobiety
poczerwieniała ze złości i chciała już coś skomentować, ale
osoba, która siedziała obok niej, odradziła tego pomysłu. Pełna
złości opuściła salę wraz z jednym kompanem. Gdy zniknęła z
pola widzenia, Gidol wstał, otworzył kartkę, nabrał powietrza w
płuca i donośnym głosem przeczytał jej treść. Większość z
magów osłupiała, gdy poznali dość rozbudowany plan wroga. Gidol
kiwnął głową aprobująco w stronę Lejry, która nie rozumiała,
o co chodzi. Powód zrozumiała, gdy mężczyzna obok zaczął
przemawiać.
—
No tak, to było do
przewidzenia... Nie ma mowy o podróbce. Dzięki tym informacjom
będziemy w stanie wzmocnić i tak już słabnącą pozycję magów
na świecie. Mam tylko jedno pytanie. Jaką mamy pewność, że
obecna głowa rodziny sowy nie postąpi podobnie jak jego poprzednik?
— Zwrócił się w stronę Mazendera. — Pański ojciec również
był wzorowym magiem, a jednak jak tylko nadarzyła się okazja,
zostawił stowarzyszenie magów, zasilając szeregi wroga.
Nie
trzeba było długo czekać, aby nastąpił odzew ze strony
pozwanego. Blondyn stanowczo wstał i stuknął dłonią w blat.
—
Proszę wybaczyć
mi moje zabranie głosu bez zgody, ale nie zniosę znieważania mnie
i mojej rodziny. Panie Likpor, co według Pana musiałbym zrobić,
aby odkupić grzechy mojego poprzednika? Czy to, co zdobyłem wraz z
Lejrą, nie wystarcza? Czy potrafi Pan oceniać ludzi przez pryzmat
dokonań kogoś innego? Sądziłem, że ma Pan więcej doświadczenia
i potrafi Pan realnie oceniać sytuację. — Zrobił zawiedzioną
minę. — Narzeka Pan na coraz słabszą pozycję magów, a
jednocześnie wymyśla Pan nieistniejące spiski, które również
osłabiają naszą strukturę.
Nastała cisza,
atmosfera była napięta. Zarówno chłopak, jak również
przedstawiciel rodziny kruka mierzyli się wzrokiem. Nastolatka nie
rozumiała, dlaczego oboje nagle umilkli i jedynie bez przerwy
patrzyli na siebie. Czas mijał, a wraz z nim jej samopoczucie się
pogarszało. Czuła się bardzo słabo, czemu towarzyszyła trudność
w zaczerpnięciu powietrza.
—
Nie powinien Pan
uważać? Proszę pamiętać, że na sali są osoby, które nie są w
stanie wyczuć emanowanej energii. Szkodzi Pan swojej sąsiadce. —
Ciszę przerwał Mazender.
Mężczyzna
spojrzał na Lejre, westchnął i doskwierające uczucie zniknęło.
Nastała ponownie cisza, choć atmosfera nadal była zagęszczona.
Przewodniczący zebrania chciał zabrać głos, jednak wisząca w
powietrzu kolejna kłótnia, zmieniła jego plany. Coś w nim pękło,
zrobił poważną minę i Lejra ponownie poczuła duszności, tym
razem o wiele silniejsze. Mazender również czuł się przytłoczony
tak jak połowa zebranych. Chłopak ewidentnie się zdziwił,
spojrzał na przewodniczącego i zrozumiał powagę sytuacji.
Przedstawiciel rodziny kruka, który wykłócał się chwilę
wcześniej z młodym następcą, spojrzał na cierpiącą sąsiadkę
obok i położył na niej swoją rękę. Nastolatka poczuła
przenikającą, ogromną ilość energii, która niwelowała wszelkie
dolegliwości. Każdy, kto był w stanie się poruszać, zwrócił
się w stronę Gidola.
— Czy ktoś ma
jeszcze jakieś zastrzeżenia w tej kwestii? — Jego pytanie
napotkało jedynie ciszę. Aura roztoczona po całej sali powoli
zaniknęła. — Mam nadzieję, że to ostatni raz, gdy muszę
ingerować. Jeśli ktoś zamierza jeszcze dyskutować, proponuję
zrobić to na jutrzejszym, porannym spotkaniu. Dzisiejsze jest
przeznaczone na podejmowanie ważnych decyzji. — Wszyscy milczeli.
— Skoro wszystko sobie wytłumaczyliśmy, wróćmy do istotnych
spraw. Z raportu wynika, że wróg nie zamierza zbyt długo zwlekać
i chce znów przeprowadzić na nas atak, odbierając jednocześnie
kolejne tereny. Ponadto całkiem możliwe, że tym razem będą
chcieli wmieszać w to nic podejrzewających ludzi. Macie jakieś
pomysły, co można zrobić, aby przeciwdziałać temu? Teraz macie
pole do popisu. Proszę, oddaje wam głos.
Z
początku panowała cisza, ale miny wszystkich sugerowały o dumaniu
i szukaniu we własnych myślach, jak najlepszego rozwiązania dla
wszystkich. W końcu głos zabrała rudowłosa kobieta. Zasugerowała
uprzedzenie ataku, zanim druga strona zmieni plany. Zapytała, ilu
magów popiera ten pomysł i rękę w górę podniosła znaczną
część zebranych. Po niej zabrał głos mężczyzna z wyjątkowo
dużym nosem i zaproponował kontrpropozycję, czyli wzmocnienie
obrony, aby nie stracić i tak już niewielkiego terytorium magów.
Oczywiście również zdobył spore grono osób, które aprobowały
jego decyzję. Reszta propozycji w większości powielała te dwa
stanowiska, jedynie zmieniając detale, bądź łącząc jedną z
drugą. Lejra brak potencjału magicznego, odbierała za ograniczenie
w wypowiadaniu się o tej sprawie. Osobiście myślała, że bycie
jeden krok przed przeciwnikiem, byłoby lepszym rozwiązaniem. Ku jej
rozczarowaniu ostatecznie przegłosowano defensywę. Kończąc ten
jakże ważny temat, Gidol przeszedł płynnie do innych tematów.
—
Kłopotem jest
stale malejąca ilość magów. Oczywiście nie chodzi mi o przyrost
naturalny. Coraz częściej młode pokolenie nie ma wystarczającego
szkolenia, przez co pada ofiarą naszych wrogów. Dlatego apeluje do
was wszystkich, żebyście nie byli tak pobłażliwi wobec swoich
podopiecznych. Jest nas coraz mniej, a co za tym idzie, coraz
częściej zapominamy o technikach, przekazywanych z pokolenia na
pokolenie, które były, są i będą skuteczne na dużą ilość
oponentów. Uczycie wyrafinowanych technik, charakterystycznych dla
waszych rodzin, podczas gdy zapominacie o tych, które używano z
dużym skutkiem wiele lat temu. W związku z tym jako tegoroczny
przedstawiciel ptactwa ustalam, że od przyszłego miesiąca będziemy
przydzielać regularnie misję najmłodszym z nas, aby nabrali
doświadczenia, które z pewnością się przyda w najbliższym
czasie. — Nikt nie podważył jego decyzji. — Kolejną ważną
sprawą będzie...
W
tym czasie następczyni rodziny orła z uwagą przysłuchiwała się
wypowiedzi mężczyzny, dzięki czemu była w stanie zaznajomić się
z panującymi problemami. Nie spodziewała się, że dni świetności
krąg magów ma za sobą i nie cieszył się zbyt dużą siłą.
Wyobrażała go sobie, jako silnie rozrastającą się organizację,
z uporządkowanym systemem rządzenia. Gidol od czasu do czasu prosił
zebranych o propozycje wyjścia z niektórych sytuacji. Lejra miała
wiele praktycznych rozwiązań, ale nie poczuwała się do wyjawienia
większości z nich na publicznym forum, zwłaszcza że nie była
mile widziana przez wielu z uczestników.
Nadeszła pora
obiadowa, a pusty żołądek Lejry zaczął się domagać posiłku
jeszcze bardziej niż przez całe zebranie. Na sali można było
usłyszeć burczenie jeszcze paru osób, ale Gidol nie miał
najmniejszego zamiaru, przerywać posiedzenia w środku tak ważnych
dyskusji. Dopiero około godziny siedemnastej umęczeni magowie,
zostali wypuszczeni z sali. Wbrew pozorom z korytarza nie dochodził
żaden zapach przygotowanego posiłku, co nie zniechęciło młodej
dziedziczki i ruszyła w stronę jadalni. Rozmarzyła się nad
daniami serwowanymi tego dnia. Niestety na miejscu zastała zamknięte
drzwi i wywieszoną kartkę z treścią: ,,Wykwintny bankiet odbędzie
się dziś o godzinie dziewiętnastej na zewnątrz.''. Zawiedziona,
weszła na piętro i udała się w stronę swojego pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz