Nazajutrz do
przydzielonych Lejrze zadań należało całkowite skupienie się na
treningu, zarówno łucznictwa, jak i praktyka w rzucaniu zaklęć.
Dziewczyna wraz z Eną zeszły do sali treningowej. Gdy weszła do
środka, chwyciła łuk i zaczęła mierzyć w tarczę. Energicznie
strzeliła parę razy. Z każdą kolejną strzałą w jej głowie
rodziły się nowe pytania, dotyczące tożsamości kobiety, z którą
spędzała w tamtej chwili czas. Mentorka pokręciła głową, widząc
tak kiepskie wyniki.
—
Coś cię gryzie?
—
To nic takiego. Nie jestem po prostu w formie — odezwała się
oschle.
—
Nie chcę, żebyś czuła się jak na przesłuchaniu, ale... Jeżeli
będziesz chciała porozmawiać, to wiesz, że zawsze cię wysłucham. — Nie wiedziała, jak dotrzeć do podopiecznej.
—
Obecnie nie mam takiej potrzeby. Kontynuujmy trening. — Ponownie
wycelowała.
Ena
zachodziła w głowę nad powodem złego stanu psychicznego
nastolatki. Zastanawiała się, czy rozłąka z domem i rodziną,
miało na nią tak dramatyczny wpływ i najzwyczajniej wszystko
zaczęło ją przerastać. Z czasem trening wkroczył na wyższy
poziom. Kobieta chwyciła pilot i tarcza zaczęła się ruszać. Gdy
nadeszła odpowiednia godzina, Lejra udała się na obiad. Służba
jak zwykle punktualnie przyniosła posiłek. Zamyślona nałożyła
na talerz potrawę, którą miała najbliżej siebie, w tym wypadku
były to dewolaje. Jedzenie nie dawało jej przyjemności, jej myśli
ciągle skupiały się nad słowami Zanmina. Machinalnie wyszła ze
stołówki i udała się do swojego pokoju na odpoczynek. Chwyciła
swoją broń i wpatrywała się w zegarek. Z determinacją ładowała
broń, aby móc z niej korzystać w pełni możliwości. Gdy
wskazówki ustawiły się na właściwiej pozycji, ponownie zeszła
na salę treningową. Tym razem z Eną zaczęły drugą część,
czyli podstawy magii.
—
Więc? Pokażesz mi wskaźnik energii?
Lejra posłusznie
przekazała broń w jej ręce.
—
O kurczę! — Zdziwiła się. — Ile ją trzymałaś? Po raz pierwszy
zebrałaś prawie połowę całej pojemności!
—
Tak jakoś wyszło...
—
Dobrze się czujesz? Nie jest ci słabo? — Zmartwiła się.
—
Wszystko w porządku.
Kobieta stała
zamyślona, a nastolatka nie wiedziała, o co jej chodziło.
—
Od czego mam zacząć?
—
Czy możesz podać mi jeszcze raz twoją broń? — Bez żadnych
zbędnych pytań, podała ją.
Chwilę trwało,
zanim odzyskała swoją własność.
—
Co to ma znaczyć? — zapytała z powagą, widząc, że poziom mocy w
broni był prawie maksymalny.
—
Musiałaś naprawdę dużo znieść, żeby nagromadzić tyle mocy.
Szkoda by było, aby całość zużyć już teraz. Dlatego
postanowiłam dać ci trochę ode mnie. Ponadto....
—
Nie o to pytam. Jakim cudem możesz to robić? Czy to nie broń dla
ludzi? — Zaakcentowała ostatnie słowo.
—
Nie patrz tak na mnie. Może dysponuję magią, ale wciąż jestem
człowiekiem. Załadowałam ją na takiej samej zasadzie jak ty. Pan
Sagon kazał mi o tym tobie nie mówić. Sądzi, że mogłabyś
wykorzystać tę informację dla własnych celów. Ustalmy, że nic
tu się nie stało, to taki mały wyjątek. Skorzystaj z tego
nadmiaru, który ci przesłałam. Gdy sama napełnisz całość,
zgłoś się do mnie. Zrobimy bardzo ciekawy trening. — Uśmiechnęła
się.
—
Mogłam dogłębniej przeanalizować tę broń, niż ufać wam z
wyjaśnieniami. Mniejsza z tym. — Przekierowała wzrok na pewien
przedmiot. — Nie, żeby mnie to bardzo interesowało, ale czemu masz
ze sobą swój miecz?
—
Ma związek z naszym treningiem, ale to jeszcze nie teraz. Na
początku chciałabym, abyś stworzyła zaklęcie ochronne.
Lejra spojrzała
nieufnie i zaczęła szybko wypowiadać słowa pod nosem. Na koniec z
całej siły stuknęła bronią w podłogę. Wokół dziedziczki
zaczęła tworzyć się kulista, niebieska otoczka.
—
Hmm... Całkiem nieźle. — Uśmiechnęła się. — Zastanawiam się,
jak mocne zaklęcie potrafiłabyś przetrzymać, musimy kiedyś to
przetestować. Czy mogłabyś teraz zaprezentować mi... — Spojrzała
lekko poirytowana. — Czy ty w ogóle mnie słuchasz?!
—
Oczywiście, że tak.
—
Ech... Jeśli proszę cię o coś, to oczekuję stuprocentowej
koncentracji! Ciągle się wpatrujesz w mój miecz. Czy jeśli teraz
zrobimy to, co zaplanowałam z nim, skupisz się na dalszych
poleceniach?
—
Tak... — powiedziała cicho.
Kobieta westchnęła,
chwyciła miecz i odwróciła się w stronę uczennicy.
—
Potrafisz już sporo, ale co zrobisz, jeśli przed tobą stanie mag,
który będzie dzierżyć jakąś maczetę czy nawet zwykły nóż?
Nie dasz rady mu siłowo. Musisz wzmocnić w głównej mierze
zaklęcia ochronne, ale skoro nie możesz się skupić. — Westchnęła. — Zresztą zróbmy symulację. Ustanę z dala od ciebie, a twoim
zadaniem będzie jak najdłuższe pozostawienie dystansu. Można
rzec, że będę niezbyt agresywnym oponentem. Co ty na to?
—
Mi to pasuje — odpowiedziała, jednak nie wiedziała, czego miała
się spodziewać.
Pomysłodawczyni
tej formy treningu wbrew pozorom nie była uradowana jego
wprowadzeniem. Nie podobał jej się nadmierny entuzjazm
przeprowadzonymi treningami. Uważała, że to w jej interesie było
zapewnienie bezpieczeństwa Lejrze, a nie jej samej. Wierzyła, że
trening z użyciem prawdziwej broni nieco ostudzi jej zapał i
przystopuje z treningami. Gdy odeszła na odpowiednią odległość,
dała znak gotowości. Dziewczyna chwilę stała i myślała, co
właściwie zrobić. Wzięła głęboki oddech i zaczęła swoje
działania. Mamrotała jedną z regułek pod nosem i dopiero w
ostatniej chwili wykonała wszelkie potrzebne gesty, aby rodzaj
zaklęcia do samego końca był nieznany. Ena momentalnie
zareagowała. Omijała każdą małą kulkę skondensowanej energii,
dzięki czemu wciąż parła do przodu. Wydawać by się mogło, że
kulki w zetknięciu ze ścianą, zdolne były do wypalenia w niej
dziur. Nic bardziej mylnego. Na całe pomieszczenie, które
pierwotnie było przeznaczone na magiczne treningi, nałożona była
pieczęć. Wchłaniała każdą cząstkę energii, zderzającą się
z nią i wykorzystywała ją do wzmocnienia pieczęci.
Brak pożądanego
efektu po zastosowaniu najmocniejszego zaklęcia, jakie potrafiła
wytworzyć, nie zniechęcił jej od dalszego działania. Przyjrzała
się idealnej koordynacji ruchowej, a brak objawów jakiegokolwiek
zmęczenia na twarzy mentorki, zrodziło wiele pytań. Bardziej od
jej wyćwiczonego ciała, interesował ją przedmiot, dzierżony
przez nią w dłoni. Nie rozumiała, w jakim celu zabrała go na
trening. Jego obecność, zamiast stłumić jej zapał, rozbudził ją
na nowo, chcąc nie pozostawać gorszą od opiekunki. Spojrzała na
nią spokojnym i opanowanym wzrokiem. Widząc, że jej działania
przynosiły mierne efekty, postanowiła użyć drugiego z pięciu
zaklęć, które znała. Puściła cieniutkie strumienie
elektryczności, co spowolniło i tak niezbyt szybko zbliżającą
się kobietę. Ena była zaabsorbowana nowym zaklęciem, więc
nastolatka wyjęła strzałę, ustawiła broń w wygodnej pozycji,
wycelowała i wystrzeliła.
Kobieta nie
spodziewała się takiego ataku, ale w porę odskoczyła. Jej
wisiorek przez chwilę znacząco oddalił się od ciała i w końcowej
części został przedzielony przez strzałę. Na twarzy Eny pojawiło
się ogromne zdziwienie, otworzyła szerzej oczy. Nie sądziła, że
odda strzał bez chwili zawahania. Zasłoniła się mieczem, gdy
dziewczyna celowała w nią po raz drugi. Czuła wielką niemoc, że
jej wpajane co trening słowa o byciu łagodnym, a także próby
odciągnięcia jej od zajęć, nie przynosiły pożądanych efektów.
Natura rzuconych przez Lejrę zaklęć była łagodna, jednak
wystrzelone strzały, nie sprawiały wrażenia, aby miały utrzymać
między nimi dystans. Chcąc wprowadzić bardziej drastyczne kroki i
zapobiec gwałtownym działaniom, Ena szybko teleportowała się obok
dziewczyny i machinalnie przystawiła miecz do gardła. Wyglądała
na nieobecną.
—
No i przegrałam szybciej niż sądziłam. — Nie spotkała się z
żadną reakcją. — Co teraz zrobisz? Obetniesz mi głowę?
Ena
oprzytomniała i rzuciła miecz.
—
Wybacz... Zamyśliłam się... To nie była twoja przegrana, wręcz
wygrana. — Zaczęła iść w stronę zerwanego wisiorka.
Lejra nie
skomentowała tego, jednak spojrzała na własne dłonie.
Zastanawiała się, skąd przyszła jej łatwość pociągnięcia za
spust. Zawsze stroniła od wszelkiej przemocy, nawet tej
niezamierzonej, a mimo to nie czuła wyrzutów sumienia. Spojrzała
na mentorkę, która schylała się po część wisiorka i
momentalnie ją olśniło.
—
Nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie. Widać, że nasze
treningi nie idą na marne. — Gratulowała dziewczynie, choć na jej
twarzy widniał smutek.
—
Eno, powiedz mi... Czy twoja figura wieży na wisiorku została ci
dana z jakiegoś powodu, czy przez czystą losowość?
—
Nie. — Zdziwiła się, nieoczekiwanym pytaniem. — Skądże... — Choć
jej twarz wskazywała zmieszanie. — Przynajmniej nic mi nie wiadomo.
—
Gdyby to od ciebie zależało przydzielanie, czym byś się
kierowała?
—
Skąd u ciebie takie nagłe zainteresowaniem tymi wisiorkami?
—
Zastanawiałam się, czy obsesja na punkcie szachów dziadka,
przekłada się na relacje z innymi — odpowiedziała ze spokojem.
—
Skoro to już koniec twoich pytań, kontynuujmy trening. — Obie
zabrały się do dalszej pracy.
Czas ciężkiego
treningu minął i nadeszła pora kolacji. Młoda dziedziczka z
wielką chęcią udała się do jadalni i gdy tylko przyniesiono
jedzenie, zabrała się za konsumpcję. Zadowolona swoim odkryciem,
mogła w spokoju delektować się specjałami kuchni francuskiej. Jej
posiłek został przerwany nielubianym przez nią dźwiękiem. Na jej
twarzy pojawił się grymas, a także zaciekawienie, w jaki sposób
niechciany gość szybko pojawiał się obok niej.
—
Co dobrego jesz? — Usłyszała głos zza ramienia.
—
Nic co byłoby dla ciebie.
—
Nie bądź taka niemiła. — Obszedł stół dookoła i usiadła
naprzeciwko.
—
Nie boisz się, że inni mogą słyszeć naszą rozmowę?
—
Zadbałem o dyskrecję. — Uśmiechnął się nieprzyjemnie.
—
Całkowicie nie rozumiem twojego postępowania. Od pierwszego dnia
pojawiałeś się jako skoczek, natomiast teraz masz zamiar być w
ludzkiej postaci?
—
Ludzka postać? Podoba mi się to sformułowanie. — Zachichotał. —
Nie każdemu ją pokazuję, więc czuj się zaszczycona.
—
Mów, co tym razem cię sprowadza i zaburza mój posiłek. — W tym
samym momencie dokładała sobie jedzenie na talerz.
—
Jak zawsze wolisz iść od razu do sedna. Ciekaw jestem, jak ci idzie
odkrywanie tożsamości. Jesteś bliska zdemaskowania kogoś?
—
A odpowiesz na niektóre z moich pytań? Wtedy być może zastanowię
się nad wyjawieniem moich dzisiejszych poczynań.
—
Hm.... Chcesz się więc targować na informacje? Niech tak będzie,
ale pytania muszą być związane z tym, co już wiesz, nic ponadto.
—
Zanminie, czy posiadasz przy sobie wisiorek z figurą szachową?
—
Wiesz o wisiorkach? Całkiem nieźle, nie sądziłem, że jesteś już
tak daleko. — Uśmiechnął się pod nosem. — Owszem mam go na sobie.
—
Czy jest to skoczek?
—
Zgadza się — odpowiedział pogodnie.
—
Jeśli chodzi o całość szachów... Czy są one w komplecie, czy
też wybrakowane? Jeśli tak, to jakich figur nie ma? — Poniosły ją
emocje.
—
Zapędziłaś się z pytaniami. Wystarczy tego... Ja ci dałem
odpowiedź na dwa z nich, więc teraz twoja kolej. Ja w odróżnieniu
od ciebie, oczekuje tylko jednej odpowiedzi. Zatem jesteś bliska
odkrycia czyjeś tożsamości?
—
Niech ci będzie. Ułatwiłeś mi moje dochodzenie. — Westchnęła. —
Ja już zdemaskowałam jedną osobę. Ena jest wieżą. — Spojrzała
na mężczyznę, jakby chciała potwierdzić swoje przypuszczenia.
—
Szybko ci to poszło. Jak do tego doszłaś?
—
Nie udawaj, że nie wiesz. Przed chwilą zapytałam cię o wisiorek.
—
Myślisz, że tylko ta wiedza ci pomoże w rozpoznawaniu pozostałych?
Nie powinnaś wiedzieć o ich istnieniu. Wychodzi na to, że nie
tylko ja w tym domu mam zbyt długi język. Zaczyna być to
interesujące. — Uśmiechnął się nieprzyjemnie. — Więc?
Zamierzasz wszystkich po kolei pytać o nie? — zapytał z
zaciekawieniem.
—
Powinieneś już iść.
—
Co? — Zdziwił się.
—
Służba, która podaje posiłki zaraz tu będzie. W każdy czwartek
o tej porze przychodzą do mnie i wypytują o ewentualne tygodniowe
zażalenia. Jeśli nie chcesz pokazać swojej dwulicowości,
radziłabym już iść.
—
Naprawdę to robią? Zresztą zawsze byli dziwni. — Chwile się
zamyślił. — Nie chcesz, żeby się dowiedzieli, bo nie miałabyś
od kogo wyciągnąć informacji? — Spojrzał na nią przez okulary
przeciwsłoneczne, a jej mina była adekwatna do tego, co powiedział. — Skoro mnie tak ponaglasz, to nie mam wyboru. Do następnego razu
Lejro. — Na jego twarzy gościł nieprzyjemny uśmiech, a sam zaczął
płonąć.
Krótko po
zniknięciu Zanmina, zgodnie z informacją zjawiła się służba.
Reszta wieczoru przeminęła schematycznie. Nadeszła pora spania,
więc dziewczyna położyła się do łóżka. Leżąc na plecach,
składała wszystkie fragmenty układanki w jedną całość.
Przypomniała sobie o incydencie z labiryntu, gdzie spotkała po raz
pierwszy wieże, a także zwichniętą rękę Eny. Zrozumiała, że
osobą która tamtego dnia ją ochroniła, był nie kto inny jak ona.
Z drugiej strony zastanawiała się, kto wtedy był agresywnie
względem niej nastawiony. Na myśl przyszedł jej Ezo lub Azo,
jednak wykluczenie ich jako wieże, nie zaprowadziło ją do niczego.
Przepełniona pomysłami i wątpliwościami zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz