Już
od samego rana młoda dziedziczka nie mogła usiedzieć w miejscu.
Przed śniadaniem postanowiła powoli wprowadzać plan w życie.
Stanowczym krokiem szła przez korytarz, ustała przed jednymi z
wielu drzwi i zapukała z nadzieją, że osoba po drugiej stronie
będzie jeszcze w pokoju.
—
Lejra? — Osoba bardzo się zdziwiła. — Co za niespodzianka! Niezbyt
często przychodzisz do mnie. W dodatku twoja poważna mina... Co cię
trapi? — zapytał Sagon.
—
Jaka znowu poważna mina dziadku? Jestem po prostu trochę
niewyspana. — Pomimo fałszywych intencji, jej uśmiech wyglądał
szczerze. — Wiem, że to może za późno, w końcu codziennie masz
dużo na głowie, ale może zjemy dzisiaj razem obiad?
—
Wspólny posiłek? Skąd ta nagła prośba? — Czuł się
zdezorientowany.
—
Pomyślałam, że mało ostatnio razem spędzamy czasu. Ponadto nie
zapominaj dziadku, może mam dużo czasu, ale chcę się powoli
przygotowywać do zakładu szachowego. Za pół roku z pewnością
cię pokonam i uda mi się pójść na zawody.
—
Och, naprawdę? Z chęcią zobaczę, na co cię będzie stać. — Uśmiechnął się szczerze. — Tylko co ma do tego nasz wspólny
posiłek?
—
Kurczę, wydało się... — Udawała zawiedzioną. — Chciałam pogadać
o szachach i taktykach, które przydają się podczas rozgrywek.
—
Czyli ogólnie rzecz ujmując, chcesz ze mną porozmawiać na ten
temat, aby potem obrócić to przeciwko mnie?
—
Cóż... Można tak to ująć.
—
Sądzisz, że pokonasz mnie ruchami, które sam cię nauczę?
Niedorzeczność.
—
Nigdy nie można być pewnym. Wykorzystam je tak, że nawet nie
zauważysz. — Uśmiechnęła się. — Jeśli w to nie wierzysz, zawsze
możemy porozmawiać ogólnie o naszej ukochanej grze. Z chęcią
posłucham o ludziach, których miałeś przyjemność poznać
podczas rozgrywek.
Mężczyzna długo
się zastanawiał i w końcu rzekł:
—
Hmm... W sumie czemu nie. — Nabrał dystansu do całej sprawy, jednak
ciekawość w stosunku do zamiarów jego wnuczki, przezwyciężyła.
—
Tylko mam jedną, małą prośbę. Czy moglibyśmy zjeść obiad na
powietrzu? Dzisiaj jest wyjątkowo ładnie, a ty mało kiedy
wychodzisz na zewnątrz. Może trochę się dotlenisz? — Zrobiła
zmartwioną minę.
—
Chyba masz rację. Miałem dzisiaj trochę rzeczy do załatwienia,
ale ten jeden raz zmienię harmonogram dnia.
Starzec mówił
dalej, ale nastolatka nie zwracała na to uwagi. Dla niej liczyło
się chwycenie zastawionej przez nią przynęty. Zdawała sobie
sprawę, że ta część planu nie była zbyt wyszukana. Myśl, że
zawsze w towarzystwie pana domu znajdowały się jakieś pionki, a
połączenie tej koncepcji z ogrodem, gdzie możliwość natrafienia
na pracowników jest wysoce prawdopodobna, napawała ją optymizmem.
Pytanie brzmiało, co zrobić, jeśli żaden z nich dobrowolnie się
nie pojawi bezpośrednio przed nią. Dziewczyna skupiła się na
dalszym monologu Sagona i wychwyciła najważniejszą kwestię,
dotyczącą ich wspólnego posiłku.
—
Zatem spotkajmy się o drugiej w ogrodzie.
—
Oczywiście dziadku. — Uśmiechnęła się do niego.
Pożegnali się ze
sobą, a starzec zamknął drzwi. Zadowolona Lejra poszła na
śniadanie. Tego dnia czekała dłużej niż zazwyczaj na posiłek.
Dwóch służących weszło do sali, a nastolatka przyglądała się
im bardziej niż kiedykolwiek. Ich małomówność i budzący lekki
niepokój sposób poruszania, nie wskazywał na powiązania z żadną
figurą szachową. Ich ruchy były wolniejsze niż u przeciętnego
człowieka, jednak zachowywały płynność. Zastanawiała ją, czy
kryterium doboru mogło być uwarunkowane ich kolorem włosów lub
wzrostem. Czujnie odprowadziła wzrokiem służbę do drzwi i z
niechęcią nałożyła sobie trochę sałatki tradycyjnej. Pomimo
niesamowitego smaku, gryzła warzywa wręcz machinalnie, jakby
jedzenie było bez smaku. Po skonsumowaniu śniadania szła lekko
nieprzytomna przez korytarz, dopóki nie natrafiła na pokój Eny.
Uspokoiła się i postanowiła zachowywać się naturalnie.
—
Witaj Lejro. Dobrze, że jesteś. Wypełniłam sporo dokumentacji,
ale niektóre musisz osobiście przejrzeć i podpisać. — Westchnęła. — Pojutrze robimy całkowite rozliczenie za ten miesiąc w firmie, a
ludziom dopiero przypomniało się o wysłaniu odpowiednich pism.
Czemu zawsze tak jest? — wzruszyła bezradnie ramionami.
—
,,Dwa dni odpoczynku i już tyle nowych papierów do wypisania'' —
pomyślała Lejra.
—
Poczekaj tu. Zaraz ci przyniosę to, co musisz wypełnić. — Weszła
do swojego pokoju po dokumenty.
Lejra wyczekiwała
ze spokojem na stertę różnych pokwitowań. Gdy odebrała je z rąk
kobiety, udała się do swojego pokoju, aby uporać się z nimi jak
najszybciej. Wprowadzona dogłębnie w różne procedury, wypełniała
wszystko machinalnie, tylko przy niektórych oświadczeniach miała
problem. Krótko przed obiadem chwyciła te kartki, których nie
rozumiała i poszła poradzić się Eny. Opiekunka wszystko jej
wytłumaczyła. Zrobiło jej się żal dziewczyny i oświadczyła, że
sama zajmie się resztą.
Zadowolona
nastolatka mogła ponownie skupić się na swoim planie. Wyszła z
zamku i poszła prosto do ogrodu. Woń wydobywająca się z kwiatów
mogłaby otumanić tłumy, jednak tym razem Lejrę nie interesowało
nic, co znajdowało się wokoło. Udała się do altanki, gdzie nie
zastała jeszcze Sagona. Usiadła na jednym z krzeseł i cierpliwie
wyczekiwała na niego. Z czasem odczuła zmęczenie ostatniej nocy.
Chcąc chwilę odpocząć, podparła rękę o blat i położyła na
niej głowę. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w odgłosy natury.
Ziewając, zasłoniła ręką twarz i ponownie otworzyła oczy. W
jednej chwili jej ciało spięło się, a serce zaczęło bić
mocniej. Po obu jej stronach stały wieże. Ich rozmieszczenie było
tak bliskie, że Lejra nie była w stanie przejść ani w prawo, ani
w lewo. Tymczasem pan domu szedł spokojnym krokiem w stronę altany.
Już z daleka uśmiechał się do wnuczki. Usiadł i zauważył
skrępowaną minę nastolatki.
—
Czy coś się stało? — zapytał z troską, choć wiedział, że to
pionki były powodem dyskomfortu.
—Nic takiego, po prostu jestem zmęczona.
—
Więc? Od czego dokładnie chcesz zacząć rozmowę?
—
Może opowiedz mi trochę o turniejach, w których brałeś udział.
Mężczyzna
przystał na propozycję i zaczął opowiadać. Rozmowa na ten temat
sprawiała mu dużą przyjemność. Lejra udawała wręcz oczarowaną
jego monologiem. Ich konwersację przerwało dwóch ludzi, których
dziewczyna spotykała zazwyczaj w jadalni. Przynieśli obiad i bez
słowa oddalili się od nich. Członkowie rodziny Samblaw zabrali się
do uczty. Czując skrępowanie, a jednocześnie zadowolenie ze
zwycięstwa, konsumowała posiłek w obecności figur szachowych.
Dodatkowa chwilowa obecność osób obsłuchujących jadalnię,
pozwoliło jej wykluczyć jeden z wariantów. Chciała bezpośredniego
zapytać o ich tożsamość, jednak bardziej niż to zastanawiało
ją, gdzie w tym czasie przebywali bliźniacy. Myśl, że któryś z
nich stał bezpośrednio obok niej, przyprawiło ją o ciarki. Aby
rozwiać wszelkie wątpliwości, myślała w jaki sposób, choć na
chwilę ich tu ściągnąć. Czas obiadu powoli dobiegał końca.
Delektując się ciastem czekoladowym, kontynuowali luźną rozmowę
o szachach, ale w pewnym momencie starzec spoważniał i zapytał:
—
Przez cały posiłek uważnie rozglądałaś się na wszystkie
strony. Szukasz czegoś? — zapytał zdziwiony.
—
Po prostu zastanawiam się, dlaczego dzisiaj nie ma Azo i Ezo w
ogrodzie. Zawsze pracują gdzieś na widoku albo słychać ich z
daleka. W tak dużym ogrodzie z pewnością jest wiele do zrobienia
każdego dnia.
Mężczyzna
przemilczał odpowiedź wnuczki, ale wydawał się zamyślony. Chwilę
później uśmiechnął się pod nosem i rzekł:
—
Masz dziwny gust, nie spodziewałem się tego.
—
Słucham? — Nie wiedziała, o co mu chodziło.
—
Nie nic, tak tylko do siebie mówię. Wybacz, ale muszę cię
opuścić. Przez naszą przyjemną pogawędkę, mam nieco zaległości
w obowiązkach. Ponadto moje stare kości zdrętwiały, czas trochę
je rozchodzić. — Wstał i chwycił swoją laskę. — Spróbuj tego
ciasta. — Wskazał palcem. — Wiem, że lubisz orzechy, więc powinno
ci zasmakować. — Uśmiechnął się i zaczął odchodzić.
Lejra zdziwiła się
zachowaniem dziadka. Mimo wszystko postanowiła posmakować ciasta,
które jej polecił. Ciągła obecność pionków sprawiała, że nie
była w stanie delektować się w pełni jego smakiem, jednocześnie
wypiek osładzał jej gorzkie chwile nieobecności ogrodników.
Rozmyślała nad nowym planem, który mogłaby wprowadzić w życie,
a jej niemoc widoczna była w postaci grymasu na jej twarzy.
—
Widzę, że nadal czekasz na nas — odezwał się mężczyzna.
Dziewczyna
usłyszała znany głos i nie mogła uwierzyć w przychylność losu.
—
Skąd wysunąłeś tak błędny wniosek, Azo?
—
No cóż... — Zaśmiał się do brata. — Ty jesteś lepszy w takich
sprawach Ezo. Zapytaj się jej, żeby sprostować to niedopatrzenie.
—
Wybacz Lejro, ale mój brat nie ma racji. Nie znam się na takich
sprawach. Mówię raczej to, co myślę, daleko mi do delikatności. — Nie wiedział, jak zacząć. — Mistrz Sagon przyszedł do nas i
powiedział, że z wytęsknieniem wyczekujesz nas. Podobno nie mogłaś
się przez to skupić na posiłku. Czy to prawda, że żywisz do nas
głębsze uczucie?
—
Co proszę?! — Zareagowała gwałtownie.
—
Przecież nie możesz odciągnąć od nas wzroku. Twoja reakcja
jedynie potwierdza tę tezę. Nastoletnia miłość jest zdecydowanie
dziwna — podśmiewał się Azo.
Dopiero teraz
zrozumiała znaczenie słów starca i jego mimowolny uśmiech pod
nosem.
—
Czemu milczysz? Aż tak bardzo zachwycasz się naszą obecnością?
—
Chyba śnisz! Z jakiej racji miałabym być zakochana w kimś tak
okropnym!
—
Więc? Z jakiego powodu pytałaś o nas? — Spoważniał.
—
Zawsze zachowujecie się głośno i przeżywacie, że macie dużo
pracy. Zdziwiłam się, że was nie ma— odpowiedziała.
Azo
i Ezo spojrzeli na siebie wymownym wzrokiem i zaczęli się śmiać.
Nastolatka zdawała sobie sprawę, że powodem ich śmiechu był nie
kto inny jak ona. Odczuła wewnętrzną radość, że mogła
wykluczyć ich potencjalną formę w postaci pionka, jednak grymas na
jej twarzy zagościł, na myśl o ubawie, który będzie towarzyszył
mężczyznom jeszcze przez jakiś czas.
—
Czy coś się stało, moja najdroższa Lejro? — Spojrzał
nieprzyjemnie.
—
Nie zamierzam nawet zniżać się do waszego poziomu. Proszę mi
wybaczyć, ale pójdę już. — Spojrzała na wieżę, która stała
po jej prawej stronie. — Przesuń się, chcę wyjść — powiedziała
chłodno, ale pionek nadal stał.
Poirytowana
zwróciła się do drugiego pionka, ten zaś bez żadnego oporu się
odsunął.
—
Już nas opuszczasz? — Blondyni zaczęli dokuczać.
Lejra nie zwracała
na to uwagi. Szła niewzruszona przez cały ogród i weszła do
labiryntu. Przechodząc całą drogę, nieco się uspokoiła i
odprężyła. Gdy zaszła do swojego pokoju, przypomniało jej się,
że miała przed sobą jeszcze trochę papierkowej roboty. Sama myśl
o tym sprawiła, że głęboko westchnęła. Przez resztę dnia
wczytywała się w pisma rodzinnego biznesu i wypełniała je w miarę
możliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz