Minęło pół roku, odkąd Lejra została mianowana na przyszłą
głowę rodziny. W tym czasie wiele rzeczy się zmieniło. Dziewczyna
na własne życzenie zaczęła pobierać nauki łucznictwa, aby czuć
się bezpieczniej. Przeczytała wiele książek, traktujących o
różnego typu zaklęciach, z których zapamiętała większość,
choć sama potrafiła wykonać zaledwie kilka z nich. Ponadto jej
wewnętrzne zasoby energetyczne nieco się powiększyły, dzięki
czemu była w stanie dłużej trzymać swoją broń bez uczucia
dyskomfortu.
Każdego dnia
oczekiwała z niecierpliwością na jakikolwiek list od rodziców,
ale z czasem jej entuzjazm przeminął. Nie wiedziała, czy brak
odzewu był spowodowany ich obojętnością, czy utrudnianiem
kontaktów przez pana domu, mimo to z trudem zaakceptowała brak ich
obecności w swoim życiu. Co się tyczyło spraw Nowafii oraz
Nordafa, zarówno Azner jak i Lejra nie wpadli na żaden trop, który
byłby przełomowy w tych dwóch sprawach. Za zgodą Sagona spotykali
się cztery razy w miesiącu, a trudny okres w życiu jedynie
przybliżył ich do siebie.
Nastał nowy dzień.
Nastolatka jak to miała w zwyczaju, każdy niedzielny ranek
zaczynała od przeczytania nowych wiadomości w gazecie. Nie mając
styczności ze światem zewnętrznym, uprosiła starca, o niedzielną
gazetę. Po zapoznaniu się z jej treścią zaczęła przygotowywać
się do kolejnego dnia. Wyszła z pokoju i pewnym krokiem udała się
do jadalni. Spojrzała na nadmiar jedzenia, który niegdyś wywoływał
u niej ogromne emocje. Nie zastanawiając się wiele, wybrała
pierwszą z brzegu potrawę. Czynnością, która nie zmieniła się
przez te pół roku, była wizyta u Eny po śniadaniu, podczas której
przydzielała jej zajęcia na cały dzień.
—
Dzień dobry Lejro. Gotowa na nową dawkę obowiązków? — powitała
ją pełna energii kobieta.
—
Owszem — powiedziała od niechcenia.
—
Ostatnio jesteś dość oschła. Czy coś się stało? Uraziłam cię
czymś? — Zaniepokoiła się.
—
Nic specjalnego, musi ci się wydawać. — Mile się uśmiechnęła.
Mimo wszystko po
kobiecie było widać, że martwiła się o swoją podopieczną.
—
Zatem posłuchaj. Do południa masz ze mną trening łucznictwa,
następnie obiad z panem Sagonem, a na końcu wizyta u rodziny
krokodyla. Podaruje ci papierkową robotę, zajmę się sprawami
związanymi z rodzinnym biznesem.
—
W porządku — odpowiedziała automatycznie.
Obie zeszły do
jednego z pokoi na parterze. Była to ogromna sala treningowa, która
pierwotnie była przeznaczona na doskonalenie magicznych
umiejętności, ale Ena dostosowała część sali do nauki
łucznictwa. Lejra podeszła do przygotowanego stanowiska i wzięła
leżący obok łuk. Ustawiła się w odpowiedniej pozycji i
wymierzyła w cel. Wzięła głęboki wdech, wyciszyła się i
puściła strzałę, która wylądowała niedaleko środka tarczy.
Niezniechęcona powtórzyła czynność jeszcze parę razy, a Ena
przyglądała się wszystkiemu uważnie.
—
Myślę, że rozgrzewka dobiegła końca. Możemy zacząć właściwą
część treningu.
Chwyciła pilot,
leżący niedaleko i wcisnęła jeden z guzików. Tarcza zaczęła
poruszać się po szynach, które znajdowały się na rozpiętości
całej sali. Z początku ruch był niewielki, dzięki czemu
dziewczyna bez większego problemu trafiała w cel. Zadowolona
kobieta, widząc efekty treningu, przyspieszyła tarczę, co
zaczynało sprawiać kłopoty. Podopieczna miała trudność w
precyzyjnym wycelowaniu. Po dwóch oddanych strzałach, które
wylądowały w znacznej odległości od środka tarczy, dziewczyna
się zniesmaczyła.
—
To jest właśnie twój błąd. Nie musisz być nastawiona na
trafianie w sam środek. Pamiętaj, że twoja broń ma tylko trzy
strzały, a tarcza nie odzwierciedla twojego potencjalnego
przeciwnika. Porusza się tak szybko, jak ja ustawię na pilocie. W
rzeczywistości, jeśli trafisz oponenta, jego szybkość się
zmniejszy. Jego magiczne predyspozycje niczego nie zmieniają. Pod
względem wytrzymałościowym niczym nie różni się od człowieka.
On również oddycha, nie ma niezniszczalnej skóry i ma serce jak
ty. — Chwilę się zastanowiła. — Zróbmy próbę, masz tylko trzy
strzały do dyspozycji. Ustawię szybkość tarczy na taką, jaką ma
przeciętny człowiek. Jeśli trafisz, będę zmniejszać obroty w
zależności, jak blisko środka będziesz. Sama się przekonasz, że
z człowiekiem jest o wiele łatwiej i nawet najmniejsze draśnięcie
wpływa na niego.
Lejra ze spokojem
na twarzy przysłuchiwała się temu, co miała jej do powiedzenia
mentorka. W oczach nie było widać strachu, jedynie wielką
determinację i chęć przetrwania. Odłożyła większość strzał
w róg, a sobie zostawiła tylko trzy z nich. Skinęła głową na
znak gotowości do ćwiczenia. Pełna determinacji zaczęła
obserwować tarczę. Pierwsza strzała przeleciała obok celu i
wylądowała na podłodze. Mając nieco mniej pewności siebie,
wycelowała po raz drugi. Tym razem trafiła w połowie od środka
tarczy. Zgodnie z umową kobieta zmniejszyła szybkość, mimo to
Lejra spudłowała za trzecim razem. Strzały się skończyły,
tarcza zatrzymała. Ena podeszła do dziewczyny.
—
Może i spudłowałaś za ostatnim razem, ale nie miałaś wrażenia,
że było łatwiej wycelować niż za pierwszym razem?
—
Cóż... Można tak to określić. Gdybym nie była dzieckiem i miała
więcej siły. Z pewnością łatwiej byłoby mi trafić —
odpowiedziała zawiedziona.
—
Nie martw się. Nie tylko siła decyduje o zwycięstwie, ale również
spryt. Jesteś mądrą dziewczynką, więc dasz sobie z pewnością
radę. Potrenujemy jeszcze jakiś czas i na pewno będzie dobrze. — Pocieszyła uczennicę.
—
Chyba masz rację. Jeśli tylko poćwiczę, będę w stanie samą
siebie ochronić. W końcu trening czyni mistrza.
Dziewczyna zebrała
strzały i ponownie zaczęła ćwiczenie. Ena przyglądała się jej
osobie, nie zwracając dużej uwagi na samą technikę. Myślała o
tym, jak te lekcje wpłynęły na nastolatkę. Zauważyła, że
dzięki nim nabrała pewności siebie i poczucia bezpieczeństwa.
Sama nie brała tych lekcji zbyt poważnie. Wiedziała, że zawsze
będzie przy niej osoba, która ochroniłaby ją, a sam trening był
jedynie formalnością. Pomyślała o jej drastycznej zmianie w
podejściu do dzierżenia broni. Na samym początku drżały jej
ręce, a w oczach miała wypisany strach, podczas gdy po półrocznym
szkoleniu pewną ręką puszczała strzały. Zastanawiała się,
jakby zareagowała, gdyby doszło do kryzysowej sytuacji i musiała
naprawdę pociągnąć za cięciwę. Zważywszy, że coraz większe
grono magów zaczynało ją rozpoznawać ze względu na jej
odmienność, z lekką dozą niepewności dopuszczała do siebie
możliwość oddania strzału.
—
Eno? — odezwała się Lejra.
—
Słucham? — Wróciła do rzeczywistości.
—
Coś się stało? Wołałam cię parę razy.
—
Ach, to nic takiego. — Zmieszała się. — Myślałam nad
nowym systemem treningowym. Właśnie, czemu by go teraz nie
przetestować?
Kontynuowały,
wymyślone na poczekaniu ćwiczenia aż do samego południa. Po nich
Lejra poszła odpocząć do pokoju, a gdy zbliżyła się pora
obiadowa, z niechęcią poszła w stronę jadalni. Stojąc przed
drzwiami, na samą myśl o kolejnej konfrontacji z panem domu,
zrzedła jej mina. Gdy weszła do środka, zobaczyła siedzącego na
samym końcu krewnego. Starzec uśmiechnął się i oczekiwał, żeby
wnuczka usiadła i dotrzymała mu towarzystwa. Szła w jego stronę.
Widząc jego fałszywy uśmiech, czuła się niedobrze, choć sama
przybrała podobny. Myślała o swoich próbach dotarcia do
rodzinnych tajemnic i dużej ostrożności Sagona. Nie mogła
doczekać się dnia, w którym przejmie rodzinny interes i będzie
mogła bezkarnie przeglądać akta. Zdeterminowana rozwiązaniem
sprawy Nordafa i Nowafii oraz poznaniem lepiej jego tworów
szachowych, zasiadła do stołu.
—
Dzień dobry — zaczęła.
—
Dzień dobry. Jak się miewasz? — Nie uzyskał żadnej odpowiedzi. —
Muszę przyznać, że robisz coraz większe postępy. Słyszę wiele
dobrych słów na twój temat, a w dodatku jesteś pełna zapału i z
chęcią chłoniesz wiedzę.
—
Dziękuję dziadku. Staram się, jak tylko mogę, aby reprezentować
godnie naszą rodzinę.
—
A jak lekcje łucznictwa? Ena ostatnio mi powiedziała, że również
tu robisz bardzo duże postępy.
—
Ena jest bardzo dobrą instruktorką, więc to zrozumiałe, że idzie
mi coraz lepiej — odpowiedziała.
—
Haha! Naprawdę trudno sobie wyobrazić, że jesteście z Nowafią
siostrami. Tak podobne, a jednocześnie różne.
Dziewczynie zabiło
szybciej serce z podekscytowania. Wspomniane pierwszy raz od pół
roku imię bliskiej jej osoby, wywołało u niej duże emocje. Ulżyło
jej, gdy starzec wyraził się o niej w czasie teraźniejszym. Mimo
targanych nią uczuć, postanowiła nie pokazywać zbyt wiele po
sobie.
—
Jesteś dziś wyjątkowo małomówna. Czy coś cię martwi? — Spojrzał na nią z nieufnością.
—
Nic szczególnego, po prostu to ty dziadku jesteś dziś nad wyraz
rozmowny. — Chrząknęła. — To zadziwiające, że wspomniałeś
pierwszy raz o Nowafii. Przeszło pół roku nie wysyła mi żadnych
listów, czy aby na pewno wszystko u niej w porządku? Jak się jej
wiedzie za granica? Masz jakieś wieści? — Udawała nieświadomą
niczego.
—
Owszem dostaje listy, ale od jej mentora. Biedna jest tak zajęta, że
nie ma zbyt wiele czasu. Gdy usłyszałem o jej postępach, osobiście
się do niej wybrałem. Rzekłbym, że jest w diabelsko dobrej
formie — odpowiedział, choć po minie widać było, że chciało mu
się śmiać.
Widząc, jak
mężczyzna bawił się jej uczuciami, zacisnęła piąstki pod
stołem i z trudem powstrzymywała emocje.
—
Pewnie zastanawiasz się, kiedy wróci. Patrząc na jej efekty
szkolenia, to za jakiś rok powinna być już z nami.
Nastolatka
ewidentnie się zdziwiła. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
Nie wiedziała, czy mogła mu zaufać, ale nie mając innych poszlak,
zaczęła żyć jej powrotem.
—
Co cie tak zdziwiło? Powinnaś być dumna z siostry. Ma smykałkę
do magii, dzięki czemu robi szybkie postępy. Niedługo będziesz
mogła nacieszyć się jej obecnością. — Starzec spojrzał w stronę
drzwi, skąd przyszła służba z posiłkiem. — Tak się rozgadałem,
że już obiad przynieśli. No cóż zakończmy naszą rozmowę i
delektujmy się tymi pysznościami.
Nienaturalnie
poruszający się ludzie wyłożyli dania i wyszli z jadalni. Oboje
zabrali się do uczty. Mężczyzna wydawał się spokojny i nie
zwracał na nic uwagi, natomiast Lejra nadal przejmowała się jego
słowami. Błądziła w myślach, przez co nieszczególnie stosowała
się do odpowiedniej etykiety, co nie umknęło uwadze Sagona. Po
skończonym posiłku głos zabrała dziewczyna.
—Wracając do naszej wcześniejszej rozmo...
—
Zgodnie z twoim dzisiejszym zadaniem, udasz się zaraz do rodziny
krokodyli. — Zmienił temat. — Mój znajomy chcę zobaczyć, jak
zmieniłaś się przez ten długi czas. Pojedzie z tobą Kepisa.
—
Czy to na pewno dobry pomysł, aby z nią pojechać? Dziadku, zdajesz
sobie chyba sprawę, że nie jest zbyt dobrze spostrzegana przez
nich?
Pewny siebie
mężczyzna zaśmiał się.
—
Dlatego twoja w tym głowa, aby nie doszło do niczego złego.
—
A co jeśli nie zgodzę się i będę chciała wybrać kogoś innego
na jej miejsce? — Stanowczo zaprotestowała.
—
Czyżbyś miała na myśli Enę? — Widząc nagłe pobudzenie na
wspomniane imię, kontynuował. — Przykro mi, ale jest mi dzisiaj
bardzo potrzebna. — Nagle spoważniał i zrobił niezbyt przyjemną
minę. — Nawet mnie nie denerwuj. Równie dobrze mógłbym wysłać
ciebie samą. Jestem ciekaw, jak poradziłabyś sobie w razie
konfliktu. Powinnaś być mi wdzięczna, że posyłam ją z tobą. — Przeszył wnuczkę wzrokiem.
Lejra zdawała
sobie sprawę z nieustępliwości starca, widząc jego wściekłą
minę, odpuściła. Nie chciała go całkowicie rozwścieczyć.
Obawiała się, jak mogłoby się to skończyć.
—
Więc będziesz dobrą dziewczynką i posłuchasz dziadka? — Zmienił
ton swojej wypowiedzi na bardzo przyjazny.
Dziewczyna z
uśmiechem na twarzy i złością w środku zgodziła się na wyjazd
z Kepisą. Nie mogąc zdzierżyć dłużej jego obecności a tym
bardziej rozmowy, kulturalnie pożegnała się i wyszła. Poszła do
pokoju, przebrała się w bardziej eleganckie ciuchy, ubrała
rękawiczki i chwyciła broń.
—
,,Nie wiem, co on sobie myśli, posyłając mnie do nich z tą
kobietą. Czy tamten mężczyzna nie nie dał ostrzeżenia dziadkowi?
Najwyraźniej doszli do porozumienia, tylko szkoda, że ten stary
dziad nie raczył mi nic powiedzieć na ten temat'' — pomyślała.
Otworzyła szafę i
spojrzała na pelerynę z rodzinnym herbem z obawą, co mogło ją
czekać tego dnia. Wyjęła ją, założyła i spojrzała na siebie
przed lustrem. Po upewnieniu się, że wygląda schludnie, opuściła
pokój i udała się w stronę schodów. Podwinęła długą pelerynę
i zeszła po nich. Jeden z pionków stojących przy głównym
wyjściu, otworzył drzwi przed dziedziczką. Następnie przeszła
przez labirynt krzaków i znalazła się przed posesją. Przed
budynkiem czekała na nią Kepisa.
—
Witaj Lejro — powiedziała służbowo.
—
Witaj. — Nastała chwila ciszy. — Nie traćmy czasu, jedzmy już.
Czerwonowłosa
kobieta skinęła posłusznie głową. Otworzyła drzwi i pomogła
wejść przyszłej głowie rodziny do środka. Następnie zasiadła
za kierownicą i ruszyły. Jechały w milczeniu całą drogę, przy
czym Lejra wpatrywała się w krajobraz za oknem. Nie opuszczając
zbyt często rezydencji, wpatrywała się jak zahipnotyzowana.
Rozmyślała nad wieloma sprawami, związanymi z rodzinnym biznesem,
dopóki służąca nie oznajmiła, że zajechały na miejsce.
Otworzyła przed nią drzwi i zabrała rękawiczki. Dziewczyna
dotknęła gołymi rękoma broni i wyszła z auta. Przed sobą
widziała pięć osób, które przyszły jej z powitaniem, w tym
głowa rodziny.
—
,,Jak ja uwielbiam takie fałszywe powitania. Wszystko i tak kręci
się wokół prestiżu i fałszywej przyjaźni między rodzinami.'' — Spojrzała na towarzyszkę. — ,,Teraz będzie chwila prawdy. Jak
zareagują na towarzystwo Kepisy?'' — Westchnęła i uśmiechnęła
się do wszystkich.
Po
czułej wymianie uścisków i miłych słów wszyscy weszli do domu.
W jadalni był przygotowany stół, na którym leżało sporo
słodkich smakołyków, które miały umilić wizytę. Znając
etykietę, którą kierowali się magowie, reprezentantka rodziny
orła usiadła naprzeciwko pana domu. Wszyscy zajęli miejsca z
wyjątkiem Kepisy, która stała nieopodal. Nastała krępująca
cisza.
—
Więc... Jak ci się podoba bycie następcą rodziny? — zapytała
głowa rodziny.
Lejrze przypomniał
się równie przyjemny początek poprzedniej rozmowy. Zastanawiała
się, czy zmiana nastawienia u mężczyzny była szczera, czy jedynie
iluzoryczna.
—
Proszę wybaczyć mojej pani. Musi czuć się niezbyt dobrze po
chorobie — odezwała się służka, widząc, że dziewczyna nie
odpowiedziała.
—
Przepraszam bardzo. — Postanowiła kontynuować kłamstwo i skinęła
grzecznościowo głową. — Ostatnio miałam ciężki okres z powodu
choroby, mogę momentami sprawiać wrażenie nieobecnej. Wracając do
pańskiego pytania. Oczywiście, że jest ciężko, ale czuję się
bardzo dobrze na tym stanowisku.
—
Cieszy mnie to bardzo. — Uśmiechnął się. — Słyszałem od Sagona,
że pobierasz nauki łucznictwa i sama uczysz się magii, to prawda?
—
Owszem. Jeśli chcę godnie reprezentować rodzinę, sama również
muszę być jej podparciem — odpowiedziała wykute na pamięć
zdanie.
—
Miło słyszeć, że w tak młodym wieku, masz poważne podejście do
swojego stanowiska. — Spojrzał za nią. — Czuję się niezręcznie.
Może pani służąca, która nas cały czas bacznie obserwuje,
również zasiądzie do stołu? — zapytał zmieszany.
Kobieta niechętnie
zgodziła się na propozycję i usiadła obok Lejry. Rozmowa przez
większość czasu była łagodna i spokojna.
—
Śledząc twoje najnowsze poczynania na giełdzie, muszę przyznać,
że całkiem dobrze idzie ci pomnażanie rodzinnego majątku. Sądząc
po taktyce, jestem przekonany, że nauczył cię tego Sagon. — Mrugnął do niej, a dziewczyna pomyślała, że nigdy nie miała
możliwości obstawiania niczego na giełdzie. — Mądrze robi, że
już od najmłodszych lat uczy cię administracji. Dzięki temu
szybciej nauczysz się fachu.
—
Cóż, chyba ma pan rację — powiedziała lekko zakłopotana.
—
Bardzo wnikliwe przyglądałem się tobie, ale wciąż nie jestem
pewien, czy osadzenie cię w roli dziedzica jest odpowiednią
decyzją. Jako człowiek masz duże predyspozycje, ale wielu magów w
tym także ja, mają wiele sprzecznych uczuć. Co ty na to, aby cię
teraz przetestować?
—
Nie zgadzam się na żadne testy. Jeśli to było pana zamiarem na
dzisiejszym spotkaniu, to proszę sobie darować. Gdy będę czuła
się na siłach, z pewnością zagoszczę tu i przeprowadzi pan na
mnie test dziedzica. — Pomyślała o całej liście osób chętnych
na tą czynność.
—
Nie bądź taka. — Wyjął ochoczo rękę w stronę dziewczyny,
siedzącej naprzeciwko.
Wkurzona Lejra
uaktywniła swoją broń i delikatne popieściła prądem nieproszoną
dłoń. Ilość magii w przedmiocie nieznacznie się zmniejszyła. To
nie zniechęciło mężczyzny i pełen złości zaczął coś
szykować. Nastolatka, która sama nie potrafiła władać dobrze
magią, znała większość charakterystycznych gestów przy
tworzeniu zaklęć.
—
Będzie chciał użyć wodnego zaklęcia— rzekła do kobiety,
siedzącej obok.
—
Jeśli moja pani nie życzy sobie tego, proszę jej do tego nie
zmuszać.
Mężczyzna nie
zaniechał swoich czynów, a Kepisa postanowiła nie być wobec tego
bierna. Tak samo jak na poprzedniej wizycie i tym razem stworzyła
czarną tarczę. Magia oponenta została zniwelowana. Dziewczyna
poczuła lekki dyskomfort, będąc bronioną przez podwładną.
—
Nie mówię do ciebie! — wydarł się. — Brzydzę się takimi jak ty!
To, że umorzyli twoją sprawę, niczego nie dowodzi! Jestem pewien
na sto... dwieście procent, że jesteś..
—
Myślę, że dalsza konwersacja, nie ma najmniejszego sensu. Nasza
dziedziczka wciąż nie jest w pełni sił. Nie mogę jej narażać
na ponowną utratę zdrowia, a jeśli nie zgadza się pan z wyrokiem
sądu, proszę zgłosić odwołanie i zebrać więcej dowodów. Z
przyjemnością zobaczę, jak będzie pan chciał usilnie wmówić
wszystkim, że nie jestem tą, za kogo się podaję. — uśmiechnęła
się prześmiewczo, chwyciła Lejrę za ramię i podciągnęła ją
do góry.
Nastolatka w
pośpiechu chwyciła pelerynę i skierowała się ku wyjściu. W
międzyczasie rozzłoszczony gospodarz rzucił kolejne zaklęcie.
Fragmenty sufitu leciały prosto na gości, ale kobieta dzięki magii
rozwiała je na boki, niszcząc po części dom, w którym się
znajdowali. Zanim doszło do kolejnej konfrontacji, dwoje magów
rzuciło się w stronę pana domu, uspokajając go. Z drugiej strony
Lejra dała wymowne spojrzenie Kepisie, która zaniechała dalszej
walki. Pomimo napiętej atmosfery, członkowie rodziny krokodyla
przeprosili za karygodne zachowanie głowy rodziny. Nie chcąc
pogorszyć i tak napiętych relacji, dziewczyna uścisnęła rękę
na pożegnanie i wsiadła do samochodu. Gdy wyjeżdżały z podwórka,
zza przyciemnianych szyb patrzyła na ich dom i na skalę zniszczeń,
które wywołały zaledwie dwa zaklęcia. Gdy posiadłość zniknęła
z jej pola widzenia, spojrzała na odbijającą się w przednim
lusterku kobietę. Kamienna twarz przywołała jej na myśl uśmiech,
który widziała u niej pierwszy raz. Zastanawiała się, czemu nie
chciała, aby usłyszała wszystkie zarzuty wobec jej osoby. Zaczęło
ją intrygować, kim właściwie była.
—
Wybacz, że przeze mnie cała wizyta się nie udała. Mistrz
powierzył pokojową rozmowę tobie, ale sama uważam, że prędzej
czy później ten mężczyzna wybuchłby jak nie na mnie, to na
ciebie za samo bycie człowiekiem. Od samego początku przyglądałam
się ich nastawieniu do nas i nie było zbyt przyjemne. Szczerze nie
rozumiem, czemu mistrz kazał tobie tam pójść.
Lejra nie odezwała
się ani słowem. Zdziwiła się, że kobieta nie zgadzała się ze
wszystkim, co powiedział jej dziadek. Miała ochotę zapytać się
jej o wiele spraw, ale wiedziała, że tak samo jak od Sagona, tak
również od niej nie wyciągnie żadnych informacji, a wcześniejsza
wypowiedź była jedynie krótkotrwałym przebłyskiem. W samochodzie
na nowo zagościła cisza, która trwała aż do domu. Gdy zajechały
pod rezydencję, Kepisa pomogła jej wyjść z samochodu i oddała
wcześniej zabrane rękawiczki, które nie zostały założone przez
właścicielkę. Przyszła pani domu podeszła do labiryntu i czekała
na swoją towarzyszkę.
—
Nie musisz na mnie czekać. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia
na mieście — rzekła i bez czekania na odpowiedz, odjechała.
Na
dworze panował półmrok, więc Lejra postanowiła użyć magii.
Potarła licznik i lekko dmuchnęła. Z jej broni wydobywała się
struga światła, która oświetlała jej drogę. Ilość energii nie
ubyła z urządzenia. Mając za jedyne źródło światła swoją
broń, spacerem szła przed siebie. Gdy weszła do zamku, raz jeszcze
dmuchnęła i zaklęcie przestało działać. Udała się do pokoju,
a reszta wieczoru minęła jej spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz