Następnego ranka Lejra została zbudzona przez natarczywe pukanie do
drzwi. Za nimi zastała Ezo.
— Nie jesteś jeszcze przygotowana? Za pięć minut jest śniadanie.
— Jak to? — Zdziwiła się. — Przecież nastawiłam budzik na
odpowiednią godzinę.
Odwróciła się. Jej wzrok wodził, szukając pożądanego
przedmiotu. Dostrzegła, że leżał on rozbity na ziemi.
Nie
mogła uwierzyć, że nie usłyszała takiego huku. Powód
zniszczenia wyczytała wprost z twarzy blondyna. Poddenerwowana
nieproszonym wtargnięciem do jej pokoju, przemilczała sprawę z
braku dowodów. Jedyne, co pozostało jej w tej sytuacji, to
wyproszenie swojej służby. Nie mając zbyt wiele czasu,
doprowadziła do stanu użytkowego swoje włosy i twarz. Zarzuciła
na siebie szlafrok, kapcie i udała się na dół. Weszła do
otwartej już stołówki. Kolorystyka pomieszczenia i sposób
rozstawienia stolików, przywołały w jej głowie wspomnienia.
Dotyczyły one przyjemnego okresu w jej życiu, gdy nie była
wplątana w nieznane dotychczas jej tematy. Przypomniała sobie, gdy
chodziła do swojej prywatnej szkoły, a wraz z tym swoich
znajomych, dzięki czemu na jej twarzy pojawił się delikatny, ale
bardzo ciepły uśmiech. Jej pozytywny wyraz twarzy zniknął, gdy
zaczęła z czasem dostrzegać różnice. W ostateczności powrót do
dobrze wspomnianych lat minął, a na salę wjechała służba z
pełnym stołem smakołyków. Symfonia zapachów wręcz przepływała
przez jej nozdrza, co tylko wzmocniło jej apetyt. Spojrzała na
zawartość wózków. Było na nich dosłownie wszystko, począwszy
od treściwszych dań do zwykłych kanapek. To ostatnie wzmożyło
chęć sięgnięcia po coś, co wcześniej było dla niej
codziennością. Podeszła do szwedzkiego stołu, wzięła parę
sznytek chleba, dżem oraz szklankę kakao. Jeszcze nigdy nie czuła,
aby tak zwykły posiłek mógł dać tyle radości. Po obfitym
śniadaniu wróciła na górę, aby przebrać się i odpocząć.
Niedługo potem ponownie zeszła piętro niżej prosto do sali obrad. Na dole zastała otwarte już drzwi, natomiast w środku paru
magów. Bez zbędnych słów czy gestów ze spokojem podeszła do
swojego miejsca. Jej oczy po raz kolejny przyzwyczajały się do
ciemności, jaka panowała w pomieszczeniu. Spojrzała w obie strony
i zastanawiała się, jak długo zajmie zgromadzenie wszystkich osób.
Czas mijał, a wraz z nim przybywało nowych twarzy. Gdy
wszyscy zajęli swoje miejsca, tradycyjnie zebranie rozpoczął
Gidol. Zgodnie z obietnicą poruszył niezbyt istotne tematy,
choć aktywność w postaci pytań, czy sugestii była zadziwiająco
duża. Ku zdziwieniu dziewczyny w środku spotkania znaczna część
osób, bez większego powodu opuszczała salę, co nie wzbudzało
żadnej reakcji Gidola. Była to kolejna sytuacja, która dała jej
do myślenia. Doszła do wniosku, że system, w jakim społeczność
magów się obracała, potrzebowała gruntownej przebudowy, a sami
członkowie wymagali większego rygoru, związanego z przestrzeganiem
zasad. Zebranie skończyło się około godziny czternastej. Do
samego końca zostało raptem garstka osób, w tym również znużona
dzisiejszymi tematami Lejra, która wyszła jako jedna z pierwszych
osób i skierowała się w stronę swojego pokoju. Szła schodami na
piętro i przyspieszyła, gdy znikąd usłyszała znany, denerwujący
głos.
— Lejro, zaczekaj! — Nie zareagowała. — Hej!
Mówię do ciebie! — Zdenerwował się.
Dziewczyna lekko się wzdrygała, gdy przed nią na jednym ze stopni,
pojawiła się głowa chłopaka. Odwróciła się za siebie, ale nie
było śladu po reszcie jego ciała. Słyszała głosy innych osób,
dobiegające z miejsca wychylonej głowy blondyna.
— Dlaczego mnie ignorujesz?
— Bez większego powodu. Co tym razem chcesz?
— Ech... Uprzejma jak zawsze. — Westchnął. — Tak sobie pomyślałem,
że skoro jesteśmy sojusznikami, to może odwiedzę cię za dwa-trzy
dni?
— Nie ma mowy...
— Nie pasuje ci? — Nieco posmutniał. — A co powiesz na... — W tle
słychać było nawoływania starca. — Poczekaj chwilę.
Głowa schowała się, a w schodach pozostała dziura tejże
wielkości. To, co znajdowało się po drugiej stronie, nie
przypominało wnętrza schodów. Chcąc mieć tę rozmowę za sobą,
Lejra klękła i włożyła głowę w szczelinę. Ku zdziwieniu, jej
głowa znajdowała się na wysokości wzrostu Mazendera, blisko
wyjścia z sali obrad. Była świadkiem finalnej części rozmowy jego ze starszym przyjacielem domu.
— Powinien panicz się zgodzić na ten sojusz, to zapewni nam
stabilizację.
— Ile razy mam Panu powtarzać, żeby zwracał się Pan do mnie
imieniem? — Westchnął. — Poza tym nie lubię tego starego dziada.
Nie obchodzi mnie, że ma duże wpływy, po prostu nie chce i kropka! — Odwrócił się do starca plecami, przez co zauważył głowę
Lejry. — Wybacz, nie mam na razie ochoty na rozmowę. Nie zamierzam
wytykać palcami, ale pewna osoba nieco mnie zdenerwowała. — Choć
ewidentnie mierzył wzrokiem przyjaciela rodziny. — Mam dla ciebie
propozycje. Skoro nie pasuje ci termin trzech dni, po prostu postaram się
znaleźć w najbliższym czasie odrobinę czasu i zagoszczę u ciebie.
— Co?! Ja nie ... — Nie była w stanie dokończyć wypowiedzi.
Chłopak wypchnął jej głowę z częściowego portalu, który
następnie zniknął. Lekko zniesmaczona weszła na piętro.
Znajdując odpowiedni korytarz, na samym jego końcu dostrzegła
bliźniaków z przygotowanymi walizkami. Dziewczynie przypomniał się
koszmar wczorajszego dnia i przeszły ją lekkie dreszcze.
Stan ten nasilał się, gdy Ezo z nieszczerym uśmiechem machał z
daleka na powitanie.
— A
wy, na co czekacie? Bierzcie wszystko i wracamy do domu.
— Widzisz? Miałem rację, żeby poczekać niedaleko parteru, a
najlepiej pod salą. Przez ciebie nasza kochana Lejra nieco się
nadwyrężyła, wchodząc po schodach. Nie ma siły, aby do nas
podejść. — Zadrwił z niej.
— Wybacz, więcej się to nie powtórzy!
Oboje w pośpiechu dołączyli do dziewczyny. W trójkę skierowali
się w stronę wyjścia, ale gdy tylko w zasięgu oczu znalazł się
gospodarz tegorocznego zjazdu, Lejra kazała zostać służbie i sama
podeszła do mężczyzny.
— Przepraszam, nie przeszkadzam?
— Oczywiście, że nie. Czy coś się stało?
— Nic szczególnego. Chciałam Panu podziękować za szansę, która
została mi podarowana na tym spotkaniu. Jestem również wdzięczna,
że od początku do samego końca traktował mnie Pan na równi z
innymi, nie wytykając mojej odmienności.
— Jaki Pan? — Zaśmiał się. — Nie postarzaj mnie tak, mów mi po
prostu Gidol. Poza tym, skąd te podziękowania? Jesteś częścią
naszej społeczności, tak samo jak ja. Nie uważam, abyś różniła
się w czymś od nas. Wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy z nas
potrafi rzucać zaklęcia, a w jakim stopniu, to już kwestia osobnicza. — Na jego twarzy zagościł szczery uśmiech.
— Dziękuję, że w taki sposób to spostrzegasz. Proszę mi
wybaczyć... — Zmieniła temat. — Muszę już się pożegnać,
obowiązki w domu wzywają.
— Rozumiem, do zobaczenia.
Mężczyzna wyciągnął rękę na pożegnanie, a następnie uściskał
serdecznie delikatną dłoń. Nastolatka wróciła do służby i wraz
z nimi wyszła przed budynek. Ustawiła się na polu służącym do
teleportu, ale bliźniacy ani drgnęli.
— Co tym razem?
— Już ci mówiliśmy. Tylko głowy rodzin są upoważnieni do ich
używania.
— W
takim razie mam inne rozwiązanie. — Podleciała nieco zirytowana,
wzięła swoją broń i zaczęła rysować na ziemi — Portal
gotowy...
— Lejro nie przystoi, aby służba z tak bliska dokonała
teleportacji.
— Może i nie przystoi, ale spójrzcie na tych obok. Oni również są
w tej samej sytuacji, tylko że robią to na oryginalnym portalu,
więc nie zmylicie mnie swoją gadką. Na mocy danego mi prawa, jako
Lejra Samblaw rozkazuje wam użycia portalu mojej roboty do
teleportacji.
— Jak sobie życzysz. — Wraz z bratem nisko się ukłonili.
W
trójkę ustali w kręgu i rozpoczęli proces powrotu do domu. Gdy nastolatka znalazła się w znanym jej pomieszczeniu, zauważyła trzy
kostki Rubika, latające po całym pokoju. Nie zdziwiło ją to
bardzo i doskonale wiedziała, że były to zaszyfrowane
wiadomości od pana domu. Jako pierwszy zareagował Ezo, który
wyciągnął rękę przed siebie i wymówił swoje imię. Przedmiot
podleciał do wystawionej dłoni. Kostka, która na pierwszy rzut oka
była chaotycznie ułożona, na trzech z sześciu ścianek miała
ułożone litery, stanowiące jego imię. W międzyczasie również
pozostała dwójka zrobiła ta samą czynność. Dziewczyna
popatrzyła na każdą ze ścianek i nie zastanawiając się długo,
ułożyła kostkę w poprawną konfigurację, którą następnie
podrzuciła do góry. Z wnętrza wypłynęły widoczne dla każdego
litery. Zaczęły krążyć chaotycznie, ale dzięki magii zawartej w
przedmiocie, bez problemu mogła odczytać treść.
,,Witam
moją drogą wnuczkę z powrotem. Powinienem cię osobiście
przywitać, ale dosłownie przed chwilą otrzymałem wiadomość o
ważnym spotkaniu. Proszę, abyś zdała raport ze spotkania Kepisie.
Domyślam się, że musisz być bardzo głodna, dlatego w ramach
przeprosin kazałem przygotować to, co najbardziej lubisz. Jutro
porozmawiamy na spokojnie. Do zobaczenia."
Po
przeczytaniu pstryknęła palcami. Wszystkie litery zniknęły, a kostka
spadła na ziemię. Podniosła ją i spojrzała na bliźniaków,
którzy byli jeszcze skupieni na swojej wiadomości. Gdy pierwszy z
nich skończył, zabrała głos.
— Zanieście moje rzeczy i zróbcie coś z tym. — Rzuciła w
ich stronę kostkę i zdecydowanym krokiem opuściła pomieszczenie
do teleportacji.
Skierowała się w stronę pokoju, wspomnianym w wiadomości.
Zapukała do drzwi i słysząc aprobujący głos, pociągnęła za
klamkę. Nie musiała przedstawiać sytuacji, ponieważ pierwszymi
słowami, które usłyszała z ust kobiety było: ,,Możesz
zaczynać". Dziewczyna opowiedziała, co działo się zarówno
na spotkaniu jak i na misji. Kepisa wnikliwie słuchała i
jednocześnie zapisywała najważniejsze aspekty na kartkach. Po
rozległym monologu nadeszła pora na zadawanie pytań. Wśród nich
znalazły się te, które dotyczyły zachowania służby, a nawet
kolor koszuli prowadzącego. Po długim i meczącym można rzec
przesłuchaniu, Lejra poszła na obiad. Gdy służba tylko
przekroczyła próg jadalni, poczuła zapach jej ulubionego dania.
Zdała sobie sprawę, że wyjazd był jedynie krótkim przerywnikiem
i czas wrócić do rzeczywistości.
— ,,Tylko co właściwie zrobię, gdy posiądę informacje odnośnie do
kuzyna i siostry? Będę dalej brnąc w tym pokręconym świecie
magów?'' — Nalała sobie picia. — ,,Może nie będzie tak źle? Jeśli uda mi się nawiązać sojusz
z liczną grupą magów.'' — Zaczęła odzyskiwać
nadzieję na dobre funkcjonowanie w niedawno poznanym przez nią
świecie.
Po napełnieniu swojego brzucha, wróciła do Kepisy. Również tym razem
dostała aprobatę, aby wejść do jej biura.
— Chciałaś coś jeszcze dopowiedzieć?
— Nie po to tu przyszłam. Przez mój nagły wyjazd minęło mi
spotkanie z wujem Aznerem. Chciałam cię prosić, abyś umówiła
mnie z nim na jutro.
— Nie mam nic przeciwko, zaraz do niego zadzwonię. Rozumiem, że na tę
samą godzinę co zawsze?
Lejra jedynie kiwnęła potwierdzająco głową i wyszła z biura. Odświeżona po wyjeździe, a także nową energią do działania, szła wolnym krokiem przed siebie. Jej dobry humor nie trwał jednak zbyt długo. Napotkała jeden, a raczej dwa problemy dręczące ją przez cały wyjazd. Przed nią stała Ena, a obok niej lekko wycofany Zanmin.
— Wreszcie wróciłaś! Opowiadaj, jak było na spotkaniu! Czy wszystko
poszło zgodnie z twoją myślą? — zmartwiła się.
— Dobrze już się czujesz? — Zastanawiała się, w jakim stanie
znajdowała się kobieta.
— Nie musisz się martwić. Zaraz po tym, jak poczułam się słabo,
dostałam odpowiednią opiekę. Mniejsza o mnie... Pytałam się Ezo o wyjazd,
ale jedynie coś odburknął pod nosem i tyle z tego wyszło. — Widziała, że dziewczyna mimo wysłuchiwania odpowiedzi, zerkała
kątem oka na osobę obok. — No tak, przecież to wasze pierwsze
spotkanie.
— Proszę wybaczyć moje wtrącenie. — Odezwał się mężczyzna. —
Pozwolę sobie sam się przedstawić. Nazywam się Zanmin. Ciesze się,
że mogę w końcu poznać panią osobiście. — Uśmiechnął się
nieprzyjemnie i ukłonił nisko.
— ,,A więc o niczym nie wie.'' — Zwróciła się do z
pozoru nowo poznanej osoby. — Miło mi poznać kolejną osobę.
Proszę zwracać się do mnie po imieniu, nie lubię formalności.
— Jak sobie życzysz.
— Więc jak było? — Dopytywała.
W
czasie gdy Lejra zastanawiała się, od czego właściwie zacząć, opiekunka spojrzała na jej broń. Od razu dostrzegła ubytek energii i
postanowiła ponownie zabrać głos.
— Nic ci nie jest?! Masz jakąś ranę? Czy Azo i Ezo nie mieli cię
pilnować?! Ja im zaraz dam reprymendę!
Dziewczyna westchnęła i opowiedziała, co właściwie działo się
na zebraniu. Zarówno w przypadku raportu dla Kepisy i tym razem
pominęła parę faktów, jak chociażby dziwne zachowanie bliźniąt
przed porannym zebraniem. Podczas przemówienia, przypatrywała
się zachowaniom jej słuchaczy. Ena zdecydowanie z przejęciem
przysłuchiwała się wszystkiemu, wręcz utożsamiała się, jakby
osobiście to przeżyła. Z drugiej strony mężczyzna
przyglądał się uważnie zza swoich ciemnych okularów, przez co
ciężko było określić całościową ekspresję jego twarzy. Jego
usta przez cały monolog nie wyrażały właściwie niczego. Historia dobiegła końca, a do nich przyszła kolejna osoba, jakby tylko czekała na odpowiedni moment.
— No proszę, założyłaś przymierze z tym narwanym dzieciakiem? Moje
gratulacje — powiedział blondyn, po czym skierował
się do Eny. — A co ty tu jeszcze robisz? Kepisa chce czegoś od
ciebie, pospiesz się. — Jego intonacja wskazywała na zdegustowanie.
— Ech... — Westchnęła. — Azo powinieneś się nauczyć trochę
szacunku do ludzi. Ładnie to tak wydawać mi rozkazy? — Nie czuła
się urażona jego postawą. — Czy byłbyś tak miły i przesunąłbyś
się? Muszę w końcu przejść. — Szczerze się uśmiechnęła.
— Nie będziesz mi prawić kazań! — Tym razem powiedział to z dużą
irytacją. — Niedobrze mi na twój widok! Powinnaś...
Na
twarzy ogrodnika pojawił się grymas, który jednoznacznie świadczył
o cierpieniu. Złapał się za lewą pierś, ciężej oddychał. Jego wzrok był wciąż
wrogo nastawiony na kobietę. Stało się to tak szybko, że Lejra pomyślała o jego złym samopoczuciu z wyjazdu. Dla upewnienia, że nie doszło do sprzeczki na tle magii, spojrzała na
twarze pozostałych dwóch osób. Napotykając na ekscytację
Zanmina, zrozumiała nagłe pogorszenie zdrowia.
— Przestań! — Zaprotestowała Ena.
— Nie ma mowy. Smarkacz powinien znać podstawy kultury osobistej,
skoro tu pracuje.
Zachowanie kobiety wzbudziło niepewność. Nie rozumiała, dlaczego jej opiekunka nie wspomogła Azo własną
energią, skoro tak żywo protestowała. Przyglądała się
blondynowi, któremu brakowało powoli powietrza, a mimo to nadal
zachowywał swoją złość na twarzy. W międzyczasie Ena starała
się zapobiec dalszemu przebiegu spraw.
— Prze.... — Wymamrotał ledwo po dwóch minutach.
— Hę? Chyba cię nie usłyszałem. —Zanmina bawiła ta sytuacja.
— Prze....pra... szam...
Dzięki temu jednemu słowu wypowiedzianym z trudem, Azo mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Kaszlnął parę razy i spojrzał nieco poirytowany na mężczyznę, który dalej się uśmiechał. Niedoszła
ofiara parsknęła i zazgrzytała zębami. Tłumiąc emocje w sobie, odszedł. Lejra uchyliła wargi, jednak nie zdążyła niczego powiedzieć.
— Ja również muszę już iść. Jak wrócę, dokończymy rozmowę. —
Ena uśmiechnęła się i poszła w przeciwnym kierunku niż ogrodnik.
Gdy młoda dziedziczka
została sama ze swoim źródłem informacji, Zanmin zaproponował
zmianę lokalizacji. Nic nie odpowiedziała, jedynie podążała
za nim. Doszli do jednej z dwóch części posiadłości, w której zamieszkiwała służba. Znała na pamięć rozmieszczenie drzwi, ale nie wiedziała, kto był właścicielem. Służba miała w zwyczaju pracować od wczesnego poranka do późnych godzin nocnych, dlatego ich widok przy własnych pokojach graniczył z cudem. Zatrzymali się przy jednym z nich. Nie ciężko było się domyślić, że
gospodarzem tego był towarzyszący jej mężczyzna. Jak kultura tego wymagała,
otworzył drzwi i zachęcającym gestem wpuścił dziewczynę do
środka. Wnętrze pokoju urządzone było w nowoczesnym stylu, co
znacznie odbiegało od klimatu panującego w domu. Szary, aksamitny
dywan świetnie komponował się z białymi meblami. Jedynie krzesła, stolik i łóżko odznaczały się kolorystycznie od
pozostałych rzeczy. Ich głęboka czerń sprawiała, że oczy mimowolnie skupiały się na nich. Drewno, z którego była wykonana większość rzeczy, było wysokiej jakości. Światło wpadające z dwóch okien, dobrze oświetlało wnętrze. Mimo tak mało zróżnicowanej kolorystyki
pokój nie odstraszał, wręcz można było poczuć się w nim dość
swobodnie.
— Długo będziesz stać w przejściu? — Popchnął nastolatkę do
przodu. — Chcesz coś do picia?
— Herbatę owocową.
— Poczekaj, zaraz wrócę.
Lejra podeszła do fotela i wygodnie w nim usiadła. Raz jeszcze
rozejrzała się po pomieszczeniu i dziwiło ją, że w wyposażeniu znalazł się także telewizor, który nie był zbyt mile
widziany przez Sagona. Padające nadmiernie na jej twarz promienie słoneczne, Czując zbyt intensywne promienie słoneczne na
twarzy, wstała i szukała ukojenia w zasłonięciu okna, ale zorientowała się, że nie było tu
rolet ani żaluzji. Spojrzała na pozostałe miejsca do siedzenia, ale one także skąpane były w słońcu. Przesunęła lekko jeden z foteli w cień i ponownie wygodnie
zasiadła. Wyczekiwała powrotu mężczyzny. Po pięciu minutach
oczekiwana osoba zjawiła się u progu drzwi.
— Wybacz, że tak długo. Musiałem załatwić coś po drodze. — Położył szklankę z herbatą na stół.
— Dlaczego zabrałeś mnie akurat tutaj?
— To jedyne pomieszczenie, gdzie mam pewność, że nic nie wyjdzie poza cztery ściany. Skoro oficjalnie już się znamy, to pomyślałem, czemu by cię tu nie zabrać. Uprzedzając twoje następne pytanie,
nie doszło do żadnych rękoczynów wobec Eny. Jej obecny stan
zawdzięcza pokojowej wymianie słów.
— Rozumiem... Zatem mój nowo poznany Zanminie. — Zmieniła temat. — Czym
ty właściwie zajmujesz się w domu, żebym przez pół roku nie
miała przyjemności cię poznać? — powiedziała z ironią.
— A
co to za nagłe zainteresowanie moją osobą? — Zachichotał. — Oczywiście nie jest to dla mnie żadna tajemnica, ale jakby to ująć.
Powiedzmy, że niezbyt często bywam w domu, ponieważ załatwiam sprawy,
którymi twój dziadek nie zamierza brudzić sobie rąk. — Mina
dziewczyny wskazywała jednoznacznie, że wiedziała, o jaki typ usług
mu chodziło. — Nie wydajesz się zdziwiona. Mniejsza o mnie. Mów, jak było na wyjeździe.
— Głuchy jesteś? Przecież słyszałeś wszystko.
— Och Lejro... Mnie wcale nie chodzi o to, co już omawialiśmy. Nie
oszukasz mnie. — Momentalnie znalazł się naprzeciwko niej i
delikatnie dotknął jej czoła. — Chce wiedzieć, czego nowego się
dowiedziałaś.
— Nie pozwalaj sobie! — Zdenerwowała się.
W
tym momencie obroża na szyi Zanmina zaczęła się kurczyć i
dopiero gdy oddalił palec od jej czoła, wróciła do
pierwotnego stanu. Lekko zawiedziony, usiadł naprzeciwko.
— Mogę
wyczuć z odległości kilku kilometrów, że zrobiłaś kolejny
postęp w sprawie pionków szachowych.
Lejra zastanawiała się, jakim sposobem wiedział o jej
poczynaniach. Nie okazywała żadnych emocji, związanych z tą sprawą, a jednak potrafił ją odczytać.
— Więc? — Uśmiechnął się nieprzyjemnie.
—
Ezo jest gońcem.
— A
więc jednak. Nie wiem jak tobie,
ale mi nasza gra powoli się nudzi. Co ty na to, aby wkroczyła na nieco wyższy poziom?
Oczekiwany przez nastolatkę czas, w którym miała okazję dowiedzieć się znacznie więcej, nadszedł, ale miała wątpliwości. Zdrowy rozsądek kazał jej wycofać się i nie mieszać się w dalszy przebieg praw. Z jednej strony obawiała się, co jeszcze mogła skrywać ta posiadłość, ale na myśl przyszła jej siostra i kuzyn. Nie wyobrażała sobie, aby zostawić ich sprawę niedokończoną. Spojrzała poważnie na mężczyznę i
przemówiła.
— Jesteś dość niecierpliwy, ale mi to pasuje. Zatem zamieniam się w
słuch, co masz mi nowego do powiedzenia.
— Niedawno przeprowadziłaś dobrowolnie rozmowę z
Sagonem. Jak mniemam, jeden z tematów dotyczył byłej dziedziczki
Samblaw.
— Co z nią?! Gdzie ona jest?! — Zareagowała dość emocjonalnie.
Mężczyzna jeszcze przez chwilę milczał, aby wzbudzić ciekawość
Lejry, co odniosło sukces. Lekko się uśmiechnął i kontynuował.
— Co, jeśli powiem ci, że twój dziadek cię okłamuje? Uwierz lub nie,
ale w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie była ani razu za
granicą. To nawet było zabawne, gdy słuchałaś go z przejęciem,
podczas gdy on nabijał się z ciebie. Nawet nie zdajesz sobie
sprawy, że jest bliżej, niż możesz przypuszczać. Przez cały ten
czas była w rezydencji.
— Co?! Dlaczego?! Gdzie właściwie?!
Zasypywany szeregiem pytań Zanmin, zaśmiał się i nie zamierzał
ukrywać, że bawiła go bezradność dziewczyny.
— Lejro, mi jedynie się znudziła ta monotonna gra, nie zamierzam
podawać ci odpowiedzi na tacy. Wbrew pozorom sprawa Nowafii nie jest
taka prosta.
— Widziałeś ją? Jak się czuje? Nic jej nie jest? — Uspokoiła się.
— A
cóż to? Nie zamierzasz unosić na mnie głosu? Najwidoczniej nauczyłaś się odrobinę pokory. Co się tyczy Nowafii... — Zrobił
celowo krótką pauzę. — Widzę ją czasami i z pewnością nie dzieje się
jej krzywda, choć mam duże wątpliwości co do tego, jak ona to
odbiera.
Nastolatka patrzyła na mówcę zaniepokojonym wzrokiem. Rozchyliła
delikatnie wargi, jakby miała zamiar coś powiedzieć, ale się
powstrzymała. Mimo panującej ciszy, chciała cierpliwie poczekać,
jak Zanmin zabierze głos.
— Lejro, co ty na to, aby zagrać w otwarte karty? — Spojrzał z lekkim,
nieprzyjemnym uśmiechem.
— Co tym razem masz na myśli?
— Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że ta posiadłość nie
funkcjonuje prawidłowo. Z pewnością chcesz wiedzieć, co właściwie
tu się dzieje i czemu tak wiele informacji jest tuszowanych przed
tobą. Udostępnię ci tę wiedzę, ale pod jednym warunkiem.
— Czego chcesz w zamian? — Spodziewała się niekoniecznie
dobrej dla niej odpowiedzi.
— Wiąże się to bezpośrednio z tym, co aktualnie robisz. Chciałbym
zobaczyć, jak ci pójdzie z Kepisą.
— Czemu akurat ona?
— Domyślam się, że nie czujesz się na siłach, aby jej podołać. — Uniknął jej pytania. — Zapewniam cię, ma więcej słabości, niż na to wygląda. Przy odpowiednim podejściu, powinnaś się dowiedzieć nawet jutro. Daje ci na rozgryzienie jej aż cały tydzień.
— Czemu akurat ona?
— Domyślam się, że nie czujesz się na siłach, aby jej podołać. — Uniknął jej pytania. — Zapewniam cię, ma więcej słabości, niż na to wygląda. Przy odpowiednim podejściu, powinnaś się dowiedzieć nawet jutro. Daje ci na rozgryzienie jej aż cały tydzień.
— ,,Tylko siedem dni? Nie ma mowy, żebym zbliżyła się do niej,
chociażby o krok!'' — pomyślała.
— To jak? Piszesz się na to?
— A
co jeśli zawiodę?
Mężczyzna nie mógł wytrzymać i roześmiał się na głos.
Poprawił okulary przeciwsłoneczne i wstał z nieco skrzypiącego
krzesła. Rozprostował się, wziął pusta szklankę od herbaty i
przemówił.
— Zaraz powinienem wrócić, przynieść ci jeszcze herbaty?
— Nie, dziękuję — odpowiedziała dość nieufnie.
Zanmin ruszył obojętnie ramionami, podszedł do drzwi. Wyciągnął
rękę i położył ją na klamce. Zanim wyszedł, odwrócił się w stronę pokoju.
— Co się z tobą dzieje? Czemu zakładasz z góry, że ci się nie
uda? Już ci to mówiłem. Może wygląda na trudną do rozgryzienia,
ale tak nie jest. A jakie poniesiesz konsekwencje? Oczywiście, że
żadnych. Po prostu uważam, że jesteś gotowa, aby przejść do
etapu, na jakim byli Nordaf i Nowafia. — Gdy wypowiedział ich
imiona, poczuła ukłucie w sercu. — Ciekawe czy postąpisz tak samo,
jak oni. Trochę się rozgadałem... Jak już mówiłem, zaraz
wracam.
Gdy nastolatka została ponownie sama, wstała i podeszła do okna. Widok z niego prowadził na ogród. Dostrzegła, jak Azo i Ezo dzielnie
pracowali przy roślinach. Choć oba okna były zamknięte, w pokoju nie było gorąco. Mimo wszystko chciała otworzyć jedno z nich, aby zaczerpnąć letniego powietrza, ale coś uniemożliwiało jej to. Każdorazowe pociągnięcie za klamkę, wywoływało u niej delikatne mrowienie w rękach. Doszła do
wniosku, że musiała być to siła zaklęcia, nałożonego na to
pomieszczenie, które zabezpieczało przed podsłuchem. Przechadzała się po pokoju, jednak na szafach nie stało nic, co mogło ją zaintrygować. Nie mając co ze
sobą zrobić, wróciła na miejsce i wzięła pilot od telewizora.
Po sześciu miesiącach odcięcia od świata zewnętrznego, miała możliwość obejrzenia czegokolwiek. Choć była odzwyczajona od jego użytku, z
przyjemnością przełączała co chwila kanały nie tyle, aby znaleźć odpowiedni program, a jedynie nacieszyć się samą jego obecnością. Była tak bardzo zapatrzona w
ekran, że nie zauważyła, kiedy mężczyzna wrócił.
— Brakowało ci bardzo telewizora? Oglądaj dalej, jeśli chcesz.
Spokojnym krokiem szedł w stronę krzesła, a dziewczyna
patrzyła na niego z powagą i oczekiwała jego dalszych słów. Usiadł obok niej i przekręcił głowę w stronę
ekranu. Jedynie odgłosy wydobywające się z telewizora, przerywały
tę niezręczną ciszę. W końcu nastolatka się przełamała i zabiera
głos.
— Zgadzam się na twoją propozycję.
— Świetnie. Zobaczysz, że nie zawiedziesz się.
Zanmin zrobił nieco skwaszoną minę, wstał i podszedł do okna.
Lejra przyglądała się uważnie, co robił właściciel pokoju.
Sługa otworzył okno, przez co do pomieszczenia wleciało oprócz
świeżego powietrza, również kostka Rubika z ułożonym imieniem.
Zamknął okno, podszedł w stronę gościa, a kostka dryfowała i
podąża tuż za nim. Usiadł obok dziewczyny i wyciągnął rękę. Przedmiot
wylądował na jego dłoni, a kombinacja została ułożona w parę
sekund. Wiadomość, którą dostał chwilę wcześniej, nie
wzbudziła u niego żadnych emocji. Na koniec podrzucił przedmiot do
góry, który zatrzymał się na wysokości jego twarzy.
,,Będąc
przeklętym w samym swoim istnieniu,
Nie znasz
dnia ani godziny.
Nim się
obejrzysz,
śmierć
zajrzy ci w oczy
i obrócisz
się w nicość.''
Małe sześciany, które tworzyły kostkę, rozdzieliły się i
przeobraziły w małe ludzkie czaszki. Efekt tego zaklęcia wzbudził ciekawość dziewczyny, zwłaszcza że miała z nim po raz
pierwszy do czynienia. Lekko dmuchnął na czaszki, przez co zaczęły
pękać i w ostateczności zanikały.
— Zaciekawiona? Tej techniki nie znajdziesz w żadnej książce, jest
mojego autorstwa — powiedział dumnie.
— Muszę przyznać, że na swój sposób jest dość oryginalna. Czemu
właściwie mi ją pokazałeś? Czy takich rzeczy nie powinieneś
trzymać na lepsze okazje?
— To nic wielkiego. Jesteś ostatnią osobą z domu, która tego
jeszcze nie widziała. Po prostu to pewnego rodzaju nawyk. Skoro to
już sobie wyjaśniliśmy, będę się zbierać. Nie zamierzam
wysłuchiwać narzekań Sagona. Jeśli chcesz, możesz zostać i
nacieszyć się telewizorem. Przyda ci się trochę relaksu przed
nadchodzącymi dylematami. — Wstał z miejsca, a po chwili
również jego gość. — Więc jednak nie masz ochoty? Jak wolisz,
ale uwierz mi, zatęsknisz jeszcze za tym momentem.
Podeszli do drzwi i jak wymagała tego kultura, mężczyzna przepuścił
dziedziczkę pierwszą. Po rozstaniu pod drzwiami, Lejra nie miała
pomysłu, jak zbliżyć się do Kepisy. Mimo to poszła w stronę jej
biura z nadzieją, że wymyśli coś po drodze.
— Więc tu jesteś! Przepraszam, że tak nagle musiałam cię opuścić. — Zatrzymała ją Ena. — Porozmawiajmy spokojnie na osobności. Co ty
na to, aby pójść do biblioteki?
— W
porządku, ale dlaczego akurat tam?
— Wiem, że to jedno z niewielu miejsc, gdzie czujesz się
zrelaksowana. — Uśmiechnęła się.
Bez
zbędnych słów obie udały się w to miejsce. Gdy tylko podopieczna
usiadła, Ena nie szczędziła ani chwili i wypytywała z
zaciekawieniem o więcej szczegółów z jej wyjazdu. Z nadmiaru
emocji zapominała, o czym już mówiła. Co chwilę gratulowała
zawarcia sojuszu i wyrażała swoje zadowolenie ze szczęśliwego
powrotu z misji. Widząc, że kobieta nie prędko skończy swój
słowotok, Lejra postanowiła zacząć od jutra.
— Pozwól, że teraz ja ci zadam pytanie — wtrąciła. — Czy mam może
jakieś szczególne obowiązki w tym tygodniu?
— A
ty już o obowiązkach domowych? — Zaśmiała się. — Nie przypominam
sobie, aby pan Sagon wyznaczył ci coś nadzwyczajnego.
— Bardzo mnie to cieszy.
— Dlaczego?
— Bez powodu, po prostu głośno myślę.
Reszta dnia minęła spokojnie. Pod koniec wieczoru Lejra położyła
się w łóżku i choć nie mogła się doczekać jutrzejszego dnia,
nadal nie przygotowała planu. W jej głowie ciągle krążyły słowa
Zanmina ,,Zapewniam cię, ma więcej słabości, niż na to wygląda.''